Po "Zapachu kobiety" wydawało się, że kariera boskiego Ala nabrała nowego rozpędu. Niestety, było to tylko złudzenie. Rola niewidomego pułkownika Slade’a dała początek długiej serii kreacji może i robiących wrażenie, lecz boleśnie przerysowanych. Aktor zatrzasnął się w szufladzie, opatrzonej etykietą "mały wzrostem, wielki duchem, straszny dla wrogów, szczodry dla przyjaciół".
Teraz rozbuchane ego byłego ojca chrzestnego wciśnięto w ramę thrillera z zegarem, odmierzającym czas pozostały do przewidywalnego finału. W "88 minutach" Pacino gra psychologa, którego opinia w decydujący sposób przyczynia się do skazania na śmierć "rzeźnika z Seattle", w wyrafinowany sposób szlachtującego młode, atrakcyjne kobiety.
W dniu egzekucji psychopaty dochodzi jednak do kolejnej zbrodni. Skacowany bohater zostaje zaś telefonicznie poinformowany, że za niecałe półtorej godziny także on powiększy grono aniołków. No i zaczyna się pojedynek. Nierówny zresztą, bo tajemniczy prześladowca, który dybie na życie i reputację doktora Gramma, pojawia się na ekranie sporadycznie. Jego tożsamość poznamy dopiero w ostatniej scenie. Al Pacino jest natomiast non stop przed kamerą. Jak na amerykańskiego naukowca przystało dużo biega, często z pistoletem w garści.
Scenarzysta wciąż podkręca tempo, wyścig z czasem zamienia się w pogoń za sensem, ale doktor Gramm nie traci zimniej krwi. Nic dziwnego, że stale otacza go wianuszek podekscytowanych pań. Nawet sekretarka-lesbijka cielęcym wzrokiem toczy za naładowanym testosteronem psychologiem .
Film, wyreżyserowany przez starego wyjadacza Jona Avneta ("Namiętności", "Smażone, zielone pomidory") w Ameryce dopiero teraz doczekał się kinowej premiery. W Seattle pewnie się podobał. Wtajemniczeni twierdzą, że w tym mieście łatwiej można umrzeć z nudów niż z ręki morderczego psychopaty.
88 MINUT, USA/Niemcy 2007, reżyseria: Jon Avnet, obsada: Al Pacino, Alicia Witt, Leelee Sobieski, dystrybucja: SPI