Wołoszański od lat zgłębiał tajniki II wojny światowej. Zarówno w niezwykle popularnym cyklu programów telewizyjnych, jak i w serii książek przybliżał sekrety pracy wywiadów, analizował posunięcia taktyczne, docierał do mało znanych faktów i dokumentów. Swoją pracę popularyzatorską przełożył wreszcie na powieść "Twierdza szyfrów", po raz pierwszy wydaną w 2004 r. (przy okazji emisji serialu w księgarniach pojawi się wznowienie książki). Wołoszański, pisząc scenariusz serialu, rozbudował jednak niektóre wątki, wprowadził kilka nowych postaci i poprawił dialogi - zdecydowanie z korzyścią dla opowieści.
Akcja serialu rozpoczyna się pod koniec wojny. W marcu 1945 r. agent polskiego wywiadu, kapitan Johann Jorg (Paweł Małaszyński), zdobywa dowody na to, że Niemcy dysponują nowym rodzajem broni. Na jej skonstruowanie pozwoliły im depesze przechwycone od radzieckich szpiegów, którzy informowali Stalina o postępach amerykańskich naukowców pracujących nad bombą atomową. Aby zapobiec dalszym pracom Niemców nad bronią masowego rażenia, Jorg musi zdobyć maszynę deszyfrującą (tzw. Aparat), dzięki której hitlerowcy odczytali radzieckie depesze. W tym celu zostaje wysłany na Dolny Śląsk do zamku Czocha, gdzie niemieccy kryptolodzy pracują nad przechwytywaniem szyfrogramów od alianckich wywiadów. Dowodzący obroną twierdzy Obersturmbannfuhrer Hans Globcke (Jan Frycz) niemal od samego początku podejrzewa, że Jorg jest szpiegiem. W tym przekonaniu utwierdzi go sadystyczny Harry Sauer (Cezary Żak), któremu przed laty Jorg zniszczył karierę w Gestapo. Podczas gdy Globcke prowadzi z polskim agentem swoistą grę nerwów, zaczyna się też rywalizacja wywiadów amerykańskiego i sowieckiego o to, kto pierwszy zdobędzie Aparat.
Po pierwszych odcinkach "Tajemnicy twierdzy szyfrów" można narzekać przede wszystkim na wolno rozwijającą się akcję. Ale też to serial o pracy wywiadów i szpiegów, a nie wielkie batalistyczne widowisko, zatem widzowie, którzy oczekują rozmachu mogą poczuć się rozczarowani. Fabuła rysuje się jednak co najmniej obiecująco, warto więc zapewne wstrzymać się z oceną całości do czasu emisji wszystkich trzynastu odcinków. Wadą serialu jest także nieco teatralna inscenizacja. Niestety, stosunkowo niewielki budżet (11 mln zł) musiał przełożyć się na realizacyjne ograniczenia, choć trzeba twrcom "Tajemnicy…" przyznać, że wykazali wielką dbałość o szczegóły - przynajmniej jeśli chodzi o rekwizyty, broń czy mundury bohaterów filmu. Niewątpliwie ostateczne słowo miał tu Bogusław Wołoszański, który raczej nie pozwoliłby na niedociągnięcia w tej materii. Swoje zrobił też udział przy realizacji filmu polskich i czeskich grup rekonstrukcyjnych, słynących z precyzji w odwzorowaniu sprzętu i strojów z epoki.
Natomiast największą zaletą "Tajemnicy twierdzy szyfrów" jest znakomita obsada. Grający głównego bohatera Paweł Małaszyński (wkrótce zobaczymy go w "Katyniu" Andrzeja Wajdy) ma przede wszystkim wyglądać przystojnie w oficerskim mundurze i to zadanie spełnia w stu procentach. Ale do wszystkich niemal ról zaangażowano świetnych aktorów, m.in. Jana Peszka, Borysa Szyca, Danutę Stenkę, Marcina Dorocińskiego i Karolinę Gruszkę. Największym jednak zaskoczeniem jest obsadzenie Cezarego Żaka w roli zwyrodniałego Harry’ego Sauera. Aktor, który większości telewidzów kojarzy się z postacią tramwajarza z "Miodowych lat", ewentualnie z podwójną rolą z "Rancza", tutaj daje prawdziwy popis swoich możliwości. Jego Sauer to psychopatyczny sadysta, pijak i narkoman lubujący się w zadawaniu bólu. - W komedii już się sprawdziłem, ludzie wiedzą, że potrafię to robić, i teraz chciałem spróbować swoich sił w innym, poważniejszym repertuarze - mówił Cezary Żak w jednym z wywiadów. Niewątpliwie ta kreacja pomoże mu oderwać się od swojego dotychczasowego telewizyjnego emploi. Pytanie tylko, czy tak łatwo zaakceptują ją widzowie, przyzwyczajeni raczej do wizerunku sympatycznego faceta z sąsiedztwa.
Ponadto serial zgrabnie nawiązuje do nieśmiertelnych kulturowych i historycznych mitów. Już sama postać polskiego agenta działającego w siłach armii niemieckiej automatycznie przywodzi na myśl "Stawkę większą niż życie" (choć rzecz jasna "Tajemnica…" zdecydowanie stawia na historyczne realia). Nie brakuje tu nawiązań do jednego z największych sukcesów polskiej kryptologii, czyli złamania tajemnicy Enigmy, a w tle pojawiają się nawet postaci historyczne, m.in. Wilhelm Canaris i Franklin Delano Roosevelt. Także jeden z ważniejszych bohaterów serialu komandor Howard Compaigne (grany niestety przez Pawła Deląga) jest postacią autentyczną. Zgrabne połączenie wątków fikcyjnych i historycznych doprawionych szczyptą popkulturowych klisz daje przyzwoity efekt.
Jednak czy realizacja "Tajemnicy twierdzy szyfrów" była strzałem w dziesiątkę, to zweryfikują dopiero wyniki oglądalności i - w dalszej perspektywie - sprzedaż serialu na DVD. Pora emisji, piątkowy prime time, dowodzi, że TVP pokłada w serialu duże nadzieje. I choć nie jest to produkcja wolna od wad, to z pewnością była krokiem w dobrym kierunku. W ostatnich latach Telewizja Polska firmowała kilka bardzo dobrych seriali sensacyjnych ("Glina", "Pitbull", "Oficer"), może więc "Tajemnica…" otworzy szerzej drzwi dla podobnych opowieści historyczno-przygodowych.