Obraz zatytułowany "Red Tails" opowiadać będzie o losach kilku afroamerykańskich lotników walczących z Niemcami w Toskanii. Akcja skupi się na żołnierzu, który ryzykuje życie, żeby uratować włoskiego chłopca zagubionego w górach. Scenariusz autorstwa Johna Ridleya osnuty jest na motywach opartej na faktach powieści Jamesa McBride’a "Miracle at St. Anna". Książka traktuje o burzliwych dziejach Tuskegee Airmen, jednej z najlepszych eskadr amerykańskich myśliwców, której czarnoskóra załoga musiała stawić czoła nie tylko nazistowskim lotnikom, ale także rasistom z armii Stanów Zjednoczonych.
"Kiedy patrzymy na historię Hollywood, okazuje się, że czarnoskórzy żołnierze, którzy walczyli w II wojnie światowej są całkowicie niewidzialni. Ich udział w wojnie to także niezły paradoks: czarni ludzie walczyli o demokrację, ale w swoim kraju traktowani byli jak obywatele drugiej kategorii" - wyjaśnia przesłanie swojego najnowszego filmu Spike Lee.
Obraz ma być spektakularną superprodukcją, której wstępny budżet szacowany jest na 45 mln dolarów. Nad realizacją czuwa sam George Lucas - dziełem jego słynnego studia ILM będą efekty specjalne i sekwencje widowiskowych walk samolotów. Skład obsady trzymany jest w tajemnicy, ale realizatorzy zapewniają, że na ekranie pojawi się plejada gwiazd kin włoskiego i niemieckiego oraz pierwsza liga czarnoskórych aktorów amerykańskich. W tym gronie zapewne nie zabraknie też Spike’a Lee, który lubi grywać w swoich filmach epizodyczne role. Prace na planie rozpoczną się na początku przyszłego roku. Zdjęcia powstaną w Nowym Jorku, Toskanii i rzymskich Cinecitta Studios. Data premiery nie jest jeszcze ustalona.
Co ciekawe, mimo pokaźnego budżetu i zaangażowania George’a Lucasa w Hollywood pojawiają się głosy przepowiadające spektakularną klapę projektu. Krytycy przekonują, że Spike Lee specjalizujący się w kameralnych filmach nie poradzi sobie z tak dużym projektem. Jako przykład podają casus innej superprodukcji nowojorskiego reżysera – zamieszanie wokół realizacji i recepcji "Malcolma X" (1992). Prace nad filmową biografią kontrowersyjnego czarnoskórego lidera ruchu Czarnych Panter, a wcześniej drobnego gangstera, przeciągały się w nieskończoność.
Lee nie tylko przekroczył termin zakończenia zdjęć, ale i budżet - żeby dokończyć dzieło trzeba było urządzić ogólnonarodową zbiórkę pieniędzy, w którą zaangażowały czarnoskóre gwiazdy amerykańskiego show biznesu. Prominentni Afroamerykanie przyszli też w sukurs twórcy, gdy producenci domagali się skrócenia filmu o pół godziny. Pod naciskiem m.in. Billa Cosby’ego, Oprah Winfrey, Michaela Jordana, "Magica" Johnsona, Prince’a, Janet Jackson i Tracy Chapman szefowie studia WarnerBros. ulegli i zgodzili się na ponad trzygodzinną wersję filmu. Okazało się, że słusznie oponowali, bo "Malcolm X" nie zawojował świata.
Co prawda, poniesione nakłady zwróciły się z nawiązką, a obraz Spike’a Lee dostał dwie nominacje do Oscara, lecz film nie wzbudził zachwytów i co najważniejsze, zignorowała go czarna publiczność, do której głównie był adresowany. Na potrzeby jego promocji przygotowano szeroko zakrojoną kampanię. Dystrybutor wydał materiały edukacyjne dotyczące Malcolma X, w Wielkiej Brytanii opublikowano jego biografię, w Stanach Zjednoczonych kolportowano T-shirty, czapki baseballowe i płyty z muzyką filmową. "Niestety, czarna publiczność zawiodła. Murzyńska młodzież nie była zainteresowana bohaterem, którego zamordowano wtedy, kiedy jeszcze nie było ich na świecie. Podobnie było z białymi" - mówił Mort Segal, hollywoodzki spec od marketingu filmowego, pracownik firmy zajmującej się promocją filmu Spike’a Lee.
Zamieszaniem wokół "Malcolma X" Shelton Jackson Lee (tak naprawdę nazywa się reżyser) nadwyrężył swoją sławę najwybitniejszego rzecznika praw czarnej społeczności w kinie. Okazało się, że pochodzący z nowojorskiego Brooklynu reżyser w realiach superprodukcji gubi swój charakterystyczny styl - demaskatorski humor, oryginalne obserwacje obyczajowe i kąśliwą ironię zastępuje kolokwialną publicystyką politycznej poprawności i etniczną martyrologią. Młodzi Afroamerykanie marzący o karierach w Hollywood zarzucili mu marnowanie szans. Spike Lee miał pociągnąć za sobą innych i spowodować awans twórców tzw. "nowego kina Czarnych" do mainstreamu. Spodziewany sukces nie nadszedł, więc filmowcy z tego środowiska nie dostali przepustki do Hollywood. Najnowszy film Spike’a Lee obciążony jest chyba jeszcze większym ryzykiem. W przypadku klapy "Red Tails" bossowie fabryki snów mogą pokazać Lee czerwoną kartkę.