Australijczyk starał się nie klonować klasycznej adaptacji Romana Polańskiego z 1971 roku. Kluczem do zrozumienia jego wersji jest piosenka, jaką wybrał do zwiastuna, czyli "Lunacy" legendarnej grupy Swans. Lider formacji, Michael Gira słynie z hipnotycznych aranżacji. "Makbet" AD 2015 przypomina nieco utwory Swans - lunatyczne, rozedrgane, kreowane w poprzek trendom.
Kurzel zdecydował się odświeżyć tekst sztuki nie tak często przedstawianej w teatrach (ponoć nad rolą tytułową ciąży fatum). Usunął kilka pomniejszych postaci, rozwinął za to wątki batalistyczne. Zamiast przepowiedni wiedźm dzieło otwiera spektakularna scena bitwy, w której dynamiczne szarże przeplatają się z sekwencjami w slow motion. Wiedźmy są zaś uwspółcześnione, jedyną oznaką ich odmienności są znamiona na czołach. Puryści mogliby uznać za herezję fakt, że małżeństwo Makbetów grają Francuzka i aktor pochodzenia niemiecko-irlandzkiego. Marion Cotiliard i Michael Fassbender są fenomenalni w swych rolach. Nawet nie próbują markować szkockiego akcentu. Ich charyzma i złowieszczość aż pulsują na ekranie. Cotiliard wybrała metodę oszczędności w środkach, jej chłód i opanowanie przerażają. Fassbender świetnie sprawdza się jako wódz armii, powoli staczający się w obłęd. Do roli dodaje wiele subtelnych smaczków, m.in. podczas danse macabre w komnacie lub gdy imię Sejtan w amoku wymawia jako "Satan". Całość dopełnia maestria wizualna.
Na film można pójść choćby ze względu na zdjęcia Adama Arkapawa. Większość scen przeniesiono z komnat w szkockie plenery, co w połączeniu z brudnymi filtrami w odcieniach zgniłych zieleni i pomarańczy tworzy hipnotyczne wrażenie. Świetnie współgra z nimi inspirowany Swans i muzyką celtycką soundtrack Jeda Kurzela, brata reżysera.
Najnowsza adaptacja "Makbeta" jest równocześnie jego najmroczniejszym wydaniem, trudno przystępnym dla masowego widza (a pewnie stanie się punktem obowiązkowym dla uczniów). Jednak oglądamy go w hipnozie, tak jak Makbet coraz głębiej brnąc w bagno krwi i szaleństwa. Choć zakończenie znamy na pamięć, wyczekujemy go w napięciu. Kurzel zdołał wprowadzić sceny akcji do dość statycznej fabuły, a całości nadał przytłaczającą, ale jakże intrygującą oprawę.