"Ten film to spełnienie mojego zobowiązania, by opowiedzieć o jednym z najważniejszych epizodów w powojennych dziejach Polski" - powiedział na spotkaniu z dziennikarzami reżyser filmu Antoni Krauze. W poniedziałek wieczorem w Teatrze Polskim w Warszawie odbędzie się premiera filmu. W piątek trafi on na ekrany kin.

Reklama

Według reżysera, krwawe wydarzenia z grudnia 1970 r., w wyniku których zginęło 45 osób, a ponad 1160 zostało rannych, nigdy właściwie nie zostały opowiedziane. "Polacy dowiedzieli się o nich tak naprawdę dopiero dziesięć lat później, na fali zwycięskiego strajku w sierpniu 1980 r. Wtedy pojawiły się relacje świadków, uczestników zajść, rodzin zamordowanych. Postawiono wówczas pomnik ofiarom Grudnia przed bramą stoczni w Gdańsku. Temat ten był jednak przyćmiony zwycięskim, jak się wówczas wszystkim wydawało, zawarciem Porozumień Sierpniowych. A potem przyszedł stan wojenny i znów Grudzień '70 stał się tematem tabu" - mówił Krauze.

"Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł" to przejmująca i wierna historycznym faktom opowieść o brutalnej pacyfikacji protestujących robotników przez oddziały wojska i milicji, do której doszło na ulicach Gdańska i Gdyni 17 grudnia 1970 r. Robotniczy bunt wywołały wprowadzone pięć dni wcześniej drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze. Widz poznaje te dramatyczne wydarzenia m.in. poprzez historię jednej z rodzin ofiar, gdyńskiego stoczniowca 34-letniego Brunona Drywy, który 17 grudnia zginął od strzału w plecy na przystanku Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia-Stocznia. Pozostawił żonę i trójkę dzieci.

W głównych rolach wystąpili m.in. Michał Kowalski i debiutująca na ekranie Marta Honzatko. Oboje, w związku z pracą nad filmem, spotkali się z rodziną Drywów. W filmie zagrali także Piotr Fronczewski - jako członek biura politycznego KC PZPR Zenon Kliszko, oraz Wojciech Pszoniak jako I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka.

Reklama

"To zawsze jest wielki kłopot, gdy przychodzi do przedstawiania kogoś, kto istniał naprawdę" - mówił o swojej roli Fronczewski. Podkreślił także niezwykłą atmosferę na planie filmowym. "To wynika z tego, że Antoni jest niezwykłym człowiekiem, niezwykle delikatnym, czułym i wrażliwym, który stara się nie przeszkadzać na planie, a jedynie rozmawiać i nieśmiało coś sugerować. Wnosił bardzo dyskretne korekty, które wynikały przede wszystkim z rozmowy" - mówił aktor.

"Ten film spowoduje pokutne poruszenie w narodzie. To film bardzo dotkliwy" - podkreślił Fronczewski, który na spotkaniu z dziennikarzami widział go po raz pierwszy. Twórcami scenariusza są Mirosław Piepka i Michał Pruski. Obaj jako kilkunastoletni chłopcy byli świadkami tragicznych wydarzeń w Gdańsku i Gdyni. "Grudzień 1970 r. tkwił w nas od tamtych pamiętnych dni. Gdy po latach los zetknął nas w zupełnie innych rolach i w trakcie pracy nad scenariuszem innego filmu - zaczęły się rozmowy o Grudniu" - mówili autorzy scenariusza. Podobnie jak reżyser filmu uznali, że wiedza społeczna o konfrontacji robotników Wybrzeża z władzą PRL z 1970 r. jest niewielka i związana m.in. z brakiem filmów na ten temat.

"Czwartek 17 grudnia 1970 r. w Gdyni był na pewno najczarniejszym dniem w czasach PRL-u. Całe zło i okrucieństwo ówczesnej władzy, jej perfidia i nieliczenie się z obywatelami własnego kraju zogniskowały się w tym jednym dniu, kiedy niczego niespodziewających się ludzi zwabiono w pułapkę, by strzelać do nich jak do tarcz strzelniczych" - zauważył Michał Pruski.

Reklama

Autorem zdjęć do filmu jest Jacek Petrycki, a muzykę skomponował Michał Lorenc. Legendarną "Balladę o Janku Wiśniewskim" zaśpiewał na końcu filmu Kazik Staszewski. Pierwowzorem bohatera pieśni jest Zbyszek Godlewski - 18-letni pracownik Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej, zastrzelony 17 grudnia 1970 r. przez wojsko, które otworzyło ogień w kierunku zmierzających do pracy stoczniowców. W filmie widzimy, jak robotnicy podnoszą jego zwłoki, kładą na zdjętych z zawiasów drzwiach i maszerują z nimi ulicami Gdyni. To wydarzenie zainspirowało w 1980 r. opozycyjnego działacza Krzysztofa Dowgiałłę do napisania piosenki do muzyki Mieczysława Cholewy. Ponieważ nie znał on nazwiska ofiary, zastąpił je Jankiem Wiśniewskim. Utwór szybko stał się popularny w kręgach Solidarności.

Na realizację "Czarnego czwartku" przewidziano 31 dni zdjęciowych. Większość z nich realizowano w plenerze, wykorzystując miejsca autentycznych wydarzeń z grudnia 1970 r. m.in. okolice stacji SKM Gdynia-Stocznia, dworzec PKP Gdynia Główna, Kościół NMP-Kolegiata Gdyńska, Urząd Miasta Gdyni, Cmentarz Komunalny na Witominie, Szpital Morski im. PCK, gmach Dowództwa Marynarki Wojennej, a także wnętrza byłego gmachu KC PZPR w Warszawie. W filmie wykorzystano także archiwalne nagrania filmowe i dźwiękowe, które urealniają fabułę Krauzego.

"To chyba pierwszy polski film, w którym twórcy od początku do końca zawierzyli historii. Nic nie poprawiali, nic nie dopisywali, nic nie dramatyzowali i nie włączali żadnych dodatkowych wątków. Każde zdanie, które pada z ekranu, ma swoje uzasadnienie w dokumentach bądź w relacjach" - powiedział PAP historyk prof. Jerzy Eisler, który był konsultantem historycznym w pracy nad filmem.

Produkcja "Czarnego czwartku" otrzymała dofinansowanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Film, jako "wielką opowieść o polskim losie czasów komunizmu", wsparł też Instytut Pamięci Narodowej. Honorowy patronat nad filmem objął prezydent Bronisław Komorowski.