Już pojawiają się porównania "Jestem numerem cztery" z sagą "Zmierzch" czy "Harrym Potterem". Jak pani to przyjmuje?
Teresa Palmer: Takie porównania nam schlebiają, choć nasz film jest zupełnie inny. To science fiction. Zobaczymy, czy publiczności to się spodoba. Tamte serie odniosły ogromny sukces. Jeśli nam uda się zbliżyć do takiego poziomu popularności, będę bardzo zadowolona.
Sama wykonywała pani sceny kaskaderskie. Jak się pani to podobało?
To bardzo odświeżające uczucie móc zagrać tak dynamiczną kobietę. Wcześniej grałam grzeczne dziewczynki, a teraz mogłam pokazać zupełnie inne oblicze. Byłam wojowniczką. To świetna zabawa.
Reklama
To niezbyt dziewczęca postać. Jak się pani czuła w tej roli?
Reklama
Bardzo dobrze. Odnalazłam swoją wewnętrzną Angelinę Jolie. Jest bardzo wyrazistą bohaterką z charakterem. Jest w niej też trochę mroku.
Musiała pani ostro ćwiczyć?
Tak. Mieliśmy dużo przygotowań fizycznych. Trwało to trzy miesiące. Codziennie przychodziłam na 5 godzin i ćwiczyłam z ekipą kaskaderów. Nie chciałam, żeby traktowali mnie jak delikatną dziewczynkę, bo miałam nadzieję, że stanę się prawdziwą kaskaderką. Bardzo dużo się nauczyłam. Jak się poruszać, jak walczyć, jak się zachowywać, kiedy jestem podwieszona na linkach półtora metra nad ziemią i obracam się z niewiarygodną prędkością, tnąc przeciwników.
Jak się pani podobało jeżdżenie ducati?
Było super. Uwielbiam motocykle. Jest coś wyzwalającego w szybkiej jeździe. Zwykle ma się od tego dublerów, ale ponieważ nauczyłam się na tym jeździć, sama chciałam występować w tych scenach.
Niektórzy aktorzy przenoszą umiejętności nabyte w filmie do codziennego życia. Czy jazda motocyklem będzie pani hobby?
Chyba nie. Choć uwielbiałam te sceny i chciałabym kupić motocykl i na nim jeździć, to jednak ta bardziej wrażliwa strona mojej osobowości mówi nie.
Jest pani kolejną Australijką próbującą sił w Hollywood. Czy to jest jakaś specjalna szkoła?
Rzeczywiście jest dużo nas, Aussies, próbujących sił w aktorstwie. Fajnie, że Nicole Kidman i Naomi Watts przetarły dla nas szlak, łatwiej nam teraz jest iść w ich ślady. Australijski przemysł filmowy jest mały w porównaniu z amerykańskim. Niewiele można zrobić w Australii, zanim się przyjedzie do Ameryki. Musimy rywalizować z wieloma amerykańskimi aktorkami, które od dziecka mówią z amerykańskim akcentem. Może to nas pcha do cięższej pracy.