W "Szarych ogrodach" oglądamy cię w najbardziej dramatycznej roli w całej twojej karierze.
Drew Barrymore: Nigdy wcześniej nie musiałam pokazać procesu starzenia się od 18. do 58. roku życia i to na przykładzie osoby, której życie jest bardzo dokładnie udokumentowane. Zdawałam sobie sprawę, że ta rola jest jedną z moich największych życiowych szans i dlatego właśnie, włożyłam w nią więcej pracy niż kiedykolwiek wcześniej. Ściskało mnie w żołądku, bo nie chciałam zawieść wszystkich widzów, którzy są wielbicielami dokumentu poświęconego rodzinie Beale’ów z lat 70., który w Stanach zyskał miano kultowego.
Duża Edie i Mała Edie były uroczymi ekstrawaganckimi kobietami, ale miały też nie po kolei w głowie.
Zgadzam się, że były szalone. Ale zarówno ja, jak i Jessica Lange nie chciałyśmy przedstawić ich jako wariatek, kobiet w ciężkiej depresji czy pełnych złości. Chciałyśmy przekonać widzów, że inaczej patrzyły na świat, że bardzo się kochały. To było powodem, dla którego żyły w totalnej izolacji.
Edith Bouvier Beale i jej córka żyły w brudzie i nędzy w tytułowych Szarych ogrodach, czyli letniej, rodzinnej rezydencji w Hamptons. Czy zdjęcia do filmu zrealizowano na jej terenie?
Nie. Ich dom został odtworzony na terenie zoo w Toronto i tam nakręcono wszystkie zdjęcia.
Jak przygotowywałaś się do roli?
Obejrzałam świetny dokument Alberta i Davida Mayslesów, a potem wraz z Jessicą pojechałyśmy na kilka dni do Szarych ogrodów, aby poznać panującą tam atmosferę. Rezydencja należy obecnie do wydawcy Washington Post Bena Bradlee i Sally Quinn i jest to jeden z najpiękniejszych, emanujących ciepłem domów, jakie kiedykolwiek widziałam. Bardzo się cieszę, że mogłam spędzić noc w sypialni Małej Edie. Choć moja bohaterka nie dała mi zmrużyć oka.
Jak wyglądała twoja współpraca z Jessicą Lange?
To był trudny film. Głównie dlatego, że nasza charakteryzacja trwała wiele godzin. Ale dobrze się rozumiałyśmy.
Zaczęłaś palić trawę w wieku 10 lat, a mając 12 sięgnęłaś po kokainę. Jako 13-latka próbowałaś popełnić samobójstwo i spędziłaś rok w zakładzie psychiatrycznym. Jak dziś wspominasz swoje dzieciństwo?
Byłam w piekle i z powrotem. Przerastała mnie sława, jaką przyniosło mi "E.T.". Pogubiłam się w życiu na długo. Ponieważ oczekiwano ode mnie, że będę dojrzała, profesjonalna i odpowiedzialna, zapomniałam, ile tak naprawdę mam lat. Nie miałam pojęcia, jak to jest być nastolatką i dorastać w normalnym domu. Tak widocznie miało być. Gdyby stało się inaczej, nie byłabym dziś tym, kim jestem. Nie czułabym się dobrze w swojej skórze. Wszystko jest kwestią przeznaczenia.
Czy trudno było ci powrócić na wielki ekran?
Zniknęłam na kilka lat. Byłam na czarnej liście Hollywoodu. Pracowałam w sklepie muzycznym i kawiarni. Szorowałam toalety i zmywałam podłogę. Potem nagle uświadomiłam sobie, że muszę wrócić do aktorstwa. Popychała mnie do tego ambicja i pasja. Drzwi otworzyły się dla mnie na nowo w 1995 roku, wraz z filmem "Chłopaki na bok". Ale pierwszym przebojem z moją dorosłą rolą był obraz "Od wesela do wesela".
Przez 10 lat nie utrzymywałaś kontaktów z matką. Jak często się widujecie?
Nie często. Bardzo różnimy się od siebie. Ale nasze relacje są zdrowsze niż kiedyś. Śmierć taty uświadomiła mi, że trzeba zapominać o urazach. Przez wiele lat patrzyłam na matkę oczami dziecka, które miało do niej ogromny żal. Nauczyłam się mieć bardziej otwarty umysł i serce. Dorosłam.
Właśnie zakończyłaś pracę nad filmem "Whip It", który sama wyreżyserowałaś.
Pracuję w branży, która daje mi wiele możliwości. Mogę być producentką, reżyserką, scenarzystką, aktorką lub zająć się castingiem. Bardzo się cieszę, że jestem częścią branży filmowej. Są chwile, kiedy aktorstwo mi nie wystarcza. Chcę reżyserować filmy i nie bać się tego.
"Whip It!" jest dziewiątym wyprodukowanym przez ciebie i twoją firmę Flower Films obrazem.
Nie lubię siedzieć bezczynnie, czekając na telefon z propozycją nowej roli. Chcę mieć kontrolę nad swoim życiem. Postanowiłam sama produkować filmy i pracować nad nimi od samego początku. Wiąże się z tym większa ilość obowiązków, ale dzięki temu czuję się też bardziej spełniona. Mogę realizować własne cele i marzenia.