Oto Sophie (Amanda Seyfried, moim zdaniem jedna z najbardziej przereklamowanych gwiazd Hollywood), pracująca w redakcji „New Yorkera” jako fact checker, czyli osoba sprawdzająca informacje do tekstów dziennikarskich, wyrusza do Werony. Ma to być przedślubna podróż z narzeczonym (Gael Garcia Bernal), który niebawem otworzy w Stanach włoską restaurację.

Reklama

Chłopak postanawia wykorzystać pobyt do nawiązania kontaktów z lokalnymi dostawcami specjałów włoskiej kuchni. Ona marzy o romantycznych spacerach, zachodach słońca etc. W poczuciu odrzucenia wędruje samotnie do domu szekspirowskiej Julii. Tam odkrywa, że władze miejskie zatrudniają sztab kobiet odpisujących na napływające z całego świata listy do bohaterki literackiej. Sophie trafia na miłosny lament zostawiony tam przed 50 laty przez pewną Brytyjkę. Odpisując na niego, nie tylko kieruje się odruchem serca, ale ma też nadzieję na materiał, dzięki któremu awansuje w redakcji na prawdziwą reporterkę.

Wkrótce w Weronie zjawiają się krewka brytyjska babcia (Vanessa Redgrave) i jej sceptyczny wnuczek Charlie. Starsza pani postanawia odnaleźć porzuconego przed pięcioma dekadami włoskiego kochanka. Sophie jako sprawczyni zamieszania i specjalistka od odnajdywania rzeczy niemożliwych udaje się z nimi do Toskanii. Młodzi początkowo się nie znoszą, ale kto się czubi… Poszukiwania wydają się bezsensowne, ale prawdziwa miłość w romantycznej scenerii musi przecież zwyciężyć. Bo jak wiadomo z historii kinematografii Amerykanin w Toskanii ułoży sobie nawet najbardziej pogmatwane życie.

Film jest skrojony wedle najprostszego wzoru na lekki romans, bez najmniejszej próby wyjścia poza schemat. Na nieco wyższy poziom wznoszą go kreacje aktorskie Vanessy Redgrave i Christophera Egana, grającego Charliego z urodziwą brytyjską wyniosłością, oraz niezawodne toskańskie plenery. Nie przeszkodziło mu to odnieść spektakularnego sukcesu w USA. Czyżby więc prawdą było wypowiadane przez jednego z szefów Sophie zdanie: „Ludzie przede wszystkim chcą wierzyć w romantyczną miłość”? „Listy do Julii” stworzono po to, by właśnie na półtorej godziny uwierzyć w wielką miłość, poprawić sobie humor, a przy okazji nasycić oko jedynym w swoim rodzaju krajobrazem.