Masz jakiegoś ulubionego filmowego wampira?
Robert Pattinson: Powiedziałbym, że Christiana Slatera w „Wywiadzie z wampirem”, ale przecież on tam w ogóle nie gra wampira. Bardzo podobał mi się Wesley Snipes jako Blade. Jestem wielkim fanem tej serii. Uważam, że jest znakomita.

Reklama

Jak to jest grać najbardziej romantyczną postać ostatnich lat?
Starałem się jak najlepiej wejść w jego skórę. Przede wszystkim być tak milczącym jak Edward. Z resztą ekipy rozmawiałem mało, wyłącznie o filmie. Poza tym wydawało mi się, że Edward powinien być nieco pruderyjny. W końcu wychował się w innej epoce i staroświecki był w książce Stephenie Meyer. Pokazanie go takim nie było łatwe, przecież nie wystarczy cały czas stać prosto jak kołek.

Jesteś podobny do Edwarda?
Łączy nas upór. Edward jest nieco pyszałkowaty, zawsze przekonany o słuszności swoich racji. Ja też potrafię być bardzo stanowczy, by nie powiedzieć obsesyjnie przywiązany do pewnych idei, związanych z tym jak chcę pracować, jak chcę być postrzegany. Upieram się przy tym czasem aż do granic śmieszności, nikogo nie słucham, jestem głuchy na argumenty. Między innymi dlatego nie mam rzecznika, co zapewne jest błędem, bo jako aktor nie potrafię sobie radzić ze wszystkim, co dotyczy mojego wizerunku, to wymaga kontrolowania zbyt wielu rzeczy. No, ale cóż: uparłem się i już. Na szczęście, pracując przy „Zmierzchu”, mam wpływ na wiele spraw, więc czuję się dość bezpiecznie.



Jak udaje ci się zachowywać prywatność?
Staram się. Ale udzielanie wywiadów jest bardzo ryzykowne, dlatego próbuję to ograniczać. Dziennikarze uwielbiają wyciągać z ciebie różne rzeczy, których wcale nie chcesz powiedzieć. Staram się więc wykonywać swoją pracę i kontaktować się z ludźmi poprzez jej efekty, a nie za pośrednictwem mediów. Nie chcę funkcjonować jako wykreowana na ich potrzeby postać. Z drugiej strony wciąż jeszcze nie wiem, kim tak naprawdę jestem. I nawet gdy czytam bzdury na swój temat, nie bolą mnie one tak bardzo.

A co było najdziwniejszą lub najśmieszniejszą rzeczą, jaką przeczytałeś na swój temat w prasie?
Pewien magazyn na okładce zamieścił informację, że jestem... w ciąży! Muszę przyznać, że to zrobiło na mnie wrażenie. Zwłaszcza że tekst był w tonie absolutnie serio, bez cienia ironii. Wydawałoby się, że takie przekroczenie granic bzdury zostanie całkowicie zignorowane, jednak widziałem potem w necie komentarze typu: a więc dlatego on zawsze nosi kurtki, stara się to ukryć. Mocna rzecz.

W jakich filmach, poza kolejną częścią „Zmierzchu”, będzie można cię zobaczyć w najbliższym czasie?
W 2010 roku będę kręcił dwie rzeczy: ekranizację powieści Guy de Maupassanta „Bel Ami” oraz mam nadzieję western u boku Rachel Weisz i Hugh Jackmana zatytułowany „Unbound Captives”. Gram tam chłopaka, który został porwany przez Komanczów jako czterolatek i wychował się w ich plemieniu. Jego matka przez całe życie próbuje odnaleźć dwójkę swych dzieci, a kiedy to się jej w końcu udaje, rodzeństwo okazuje się na wpół dzikie – nie pamiętają nic związanego z kulturą Zachodu, mówią w języku Komanczów, są po prostu Indianami. To chyba będzie najdalej od roli Edwarda, jak tylko się da.

Reklama



Dlatego przyjąłeś tę rolę?
Nie, kontrakt podpisałem już dawno, tuż po skończeniu zdjęć do pierwszej części „Zmierzchu”, jeszcze zanim zaczął sie ten cały szał z Edwardem. Wtedy nie myślałem, że jego postać może do mnie za mocno przylgnąć, że ludzie będą mnie utożsamiać z granym przeze mnie wampirem. Po prostu spodobał mi się scenariusz, przypomniał mi jeden z moich ulubionych filmów: „Olbrzyma” z Jamesem Deanem. I to zdecydowało o przyjęciu roli.

p