Uśmiech Granta wciąż działa zniewalająco i na ekranowe partnerki, i na płeć piękną przed ekranem. Wystarczy, by stać się głównym składnikiem filmowej potrawy. Tym razem chodzi o komedię typowo brytyjską z ducha, z polotem przeszczepioną na amerykański grunt.

Reklama

Pomysł był taki, by obsadzić Granta w roli popularnego w latach 80., dziś nieco podupadłego gwiazdora muzyki pop Aleksa Fletchera. Nie trzeba wielkiej zgryźliwości, by w tej sytuacji dopatrzeć się aluzji do kariery samego Granta. Nie jest z nim tak źle, jak z jego bohaterem, który odcina kupony od dawnej świetności, występując w klubach dla ryczących czterdziestek albo uświetniając uroczystości otwarcia supermarketów, ale złośliwe komentarze o sławie, popularności i rozrywkowym biznesie kryją wyraźnie autoironiczny podtekst.

>>> Kliknij, aby kupić ten film w cenie 39,00PLN. <<<

"Prosto w serce" od początku do końca jest zbudowane na autoironii i modzie na lata 80. Czasy panowania zespołów Wham! i Frankie Goes To Hollywood okazują się, w zderzeniu ze współczesnością, epoką popkulturowej niewinności. Oto Alex dostaje propozycję od gwiazdy "większej niż Britney Spears" napisania muzyki do piosenek na jej trasę koncertową.

I komponuje, a podczas pracy wpada do jego mieszkania Sophie - dziewczyna od podlewania kwiatków, która na poczekaniu wymyśla rymy do melodii. I tak rodzi się autorska spółka, co do której od początku nie mamy wątpliwości, że przekształci się w coś więcej. Bo przecież nie po to angażuje się Drew Barrymore, by przez cały film podlewała plastikowe kwiaty.

Reklama

Po drodze on musi uporać się z pogardą dla własnego konformizmu, a ona z traumą wobec pewnego pisarza, który z jej życia uczynił temat popularnego bestsellera. Niby wszystko jasne, a jednak budzi emocje. Kibicuje się przede wszystkim znakomicie dobranej parze. Grant jest świetny, gdy parodiuje styl wideoklipów z lat 80. albo kiedy niezgrabnie usiłuje wpasować się w nową sceniczną modłę.

Barrymore w swej nieśmiałej, kokieteryjnej niechęci do sławy pasuje do niego jak ulał. Chwyta się w lot satyrę na kult gwiazdorstwa, okultyzmu i buddyzmu sprzedawanych przez show-biznes. W dodatku miło jest posłuchać wcale nie tak kiczowatych popowych przebojów retro. I to być może najważniejszy powód, dla którego w całą tę historię można uwierzyć.

Choć Alex i Sophie nie przekraczają granicy bajkowego świata romantycznej komedii, to przynajmniej piszą naprawdę niezłą piosenkę. Gdyby była kiepska, cały pomysł na film trafiłby szlag. A tak manifest wiary w to, że taka muzyka (i takie kino) ma sens, bo ludzie tego potrzebują, brzmi (i wygląda) całkiem wiarygodnie.


>>> Kliknij, aby kupić ten film w cenie 39,00PLN. <<<