Obrazy rozkładających się ciał, pary kochanków popełniające brutalne morderstwo. Wszechobecna krew. "Przemoc jest wszędzie" - zdaje się mówić Lynch. Ale przede wszystkim tkwi ona w naszej podświadomości. Słynny reżyser, tworząc swoje obrazy, odwołuje się do tłumionych lęków i frustracji, które wywołuje w człowieku miasto. Niemniej jednak zaznacza, że nie traktuje wszystkich swoich wyobrażeń na serio. Lynch od czasu do czasu robi oko do publiczności: nie bierzcie tej sztuki tak zupełnie na serio, bo czeka was szaleństwo. A do świata warto mieć, mimo wszystko, trzeźwy stosunek.

Wielka wystawa Lyncha została bardzo starannie zaprojektowana. Samo zwiedzanie jest już sztuką. Miłośnicy awangardowej sztuki reżysera muszą najpierw wspiąć się po ciemnych schodach, przedostać się przez metalowe rusztowania aż do minikina, w którym wyświetlane są wczesne, krótkometrażowe filmy reżysera. Po drodze mijają dziwnych ludzi - w zasadzie mutantów wygenerowanych komputerowo z XIX-wiecznych zdjęć erotycznych.

Na pierwszej tak wielkiej wystawie artysty zgromadzono prace z różnych okresów, począwszy od najwcześniejszych, z czasów, gdy Lynch studiował sztuki piękne w Bostonie. Do Paryża przyjechały nawet jego prace ze szkolnych lat. Na obrazach i fotografiach, tak jak w filmach reżysera, rzeczywistość przenika się ze snem, tworząc surrealistyczną wizję. Można tu obejrzeć jego pierwszy, sześciominutowy metraż pod tytułem "Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze". Eksperyment na pograniczu animacji, rzeźby i malarstwa, który otworzył młodemu Lynchowi drzwi kariery.

Krytycy podkreślają związek jego sztuki z dokonaniami Francisa Bacona, Salvadora Dalego i René Magritte'a.





Reklama