– Szmagier przyjechał do mnie do Krakowa, nie uprzedzając o tej wizycie. Zadzwonił do drzwi, pies narobił hałasu, było rano, otworzyłem w piżamie, a on mówi: "Nazywam się Krzysztof Szmagier". I zamilkł, cały Krzyś – wspominał w wywiadzie dla "Dziennika". – Długo rozmawialiśmy, przeczytałem te scenariusze i zdecydowałem się dopiero wtedy, kiedy zrozumiałem, że gdybym takiego faceta jak Borewicz gdzieś poznał, w restauracji czy na wczasach, toby mi w takim gościu niespecjalnie przeszkadzało, jaki on wykonuje zawód. Szmagier podkreślał – i to była jedna z konstytutywnych zasad tego serialu – że chce to robić wbrew stereotypowemu wizerunkowi milicjanta w filmie i literaturze tamtego czasu, stworzyć postać krnąbrnego inteligenta, który nie jest członkiem partii i nie lubi przestrzegać regulaminów