Wydarzeniem jest nie tyle sam powrót Spider-Mana – jak sądzę, większość widzów nie zdążyła się jeszcze tak bardzo za nim stęsknić – lecz to, że bohater może wreszcie pojawić się na ekranie u boku innych komiksowych postaci. Na mocy porozumienia wytwórni Columbia (dysponującej prawami do jego filmowego wizerunku) z Disneyem, Człowiek Pająk stał się częścią Marvel Cinematic Universe. Zresztą pojawił się już w kilku scenach świetnego „Kapitana Ameryki: Wojny bohaterów” – tam jednak gościnny występ był tylko przystawką. „Homecoming” to już pełnowymiarowy debiut Spider-Mana w ramach MCU.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

To musiało być nie lada wyzwanie: realizacja filmu, pokazującego superbohaterskie początki Spider-Mana, ale nie powtarzającego tego, co widzieliśmy w poprzednich wersjach. Cała kanoniczna opowieść o tym, jak nastoletni Peter Parker został superbohaterem, jest tu więc wyłącznie wspominana mimochodem lub sugerowana. Nie zobaczycie więc tego, jak Peter został ukąszony przez radioaktywnego pająka, jak nieporadnie próbował poradzić sobie z nowymi umiejętnościami. Nie zobaczycie śmierci wujka Bena, ani nie usłyszycie słynnego ostrzeżenia: „Z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność”. To wszystko w filmowym świecie już się gdzieś wydarzyło. „My wiemy, że wy wiecie”, zdają się mówić twórcy i przechodzą od razu do akcji.

Reklama

W tym wcieleniu – podobnie jak w pierwszych komiksach, które pojawiły się niemal dokładnie 55 lat temu – Peter Parker jest jeszcze uczniem, który próbuje poradzić sobie nie tylko z nowo zdobytą mocą, ale przede wszystkim z wyzwaniami codzienności (walkę ze złem trudno pogodzić z odrabianiem lekcji i nieudolnymi próbami poderwania pięknej klasowej koleżanki). Nie ma jeszcze mowy o pracy w dzienniku „Daily Bugle”, o moralnych rozterkach i dylematach – to wszystko, co znamy z komiksów, jeszcze przed Peterem. Na razie mamy nastolatka, który nadmiernie ekscytuje się swoim nowym alter ego. Jego mentorem jest sam Tony Stark (czyli Iron Man), który daje mu nie tylko dobre rady, lecz przede wszystkim naszpikowany elektroniką i wszelkiego rodzaju bajerami kostium. Spider-Man staje się bohaterem na miarę XXI wieku.

Media

Albo raczej stałby się, gdyby miał szansę. Po spektakularnej bitwie, którą widzieliśmy w „Wojnie bohaterów”, codzienne życie nowojorskiego herosa wydaje się cokolwiek nudne. A to pokaże komuś drogę, a to złapie złodziejaszka, nic wielkiego. Prawdziwe wyzwanie przyjdzie dopiero wtedy, gdy Peter stanie na drodze gangu dowodzonego przez niejakiego Sępa, konstruktora, który broń opartą na technologii Chitauri (zainteresowanych odsyłam do pierwszej części „Avengers”). Błędy, jakie popełni nieprzygotowany do akcji Spider-Man, postawią pod znakiem zapytania jego superbohaterską przyszłość.

Z pisaniem o kolejnych filmach Marvel Cinematic Universe jest taki problem, że właściwie można zawsze powtarzać te same komplementy: kapitalne tempo, dużo ironicznego humoru (w tym przypadku może nawet więcej niż zwykle, co oczywiście pasuje do komiksowego kanonu), świetnie poprowadzeni aktorzy – Tom Holland jest najbardziej wiarygodnym z dotychczasowych Spider-Manów. Seria miewa słabsze momenty, ale to zawsze jest dobra rozrywka. „Homecoming” jest przy tym kolejnym dowodem, że do stworzonej przez Marvela superbohaterskiej formuły da się dopasować niemal każdy gatunek filmowy: ot, choćby polityczny dramat („Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz”), buddy movie („Iron Man 3”), horror („Doktor Strange”) czy nawet kino społeczne (tych elementów trzeba szukać w serialach produkowanych przez Netflix, zwłaszcza w „Luke'u Cage'u”). „Spider-Man: Homecoming” z powodzeniem łączy zaś kino akcji z młodzieżową komedią o dorastaniu – nie bez powodu cytuje się tu (i to na dwóch poziomach) kultowy „Wolny dzień Ferrisa Buellera” – i wydaje się, że ta formuła szybko się nie wyczerpie. Producenci w jednym z wywiadów mówili, że kolejne solowe występy Spider-Mana mają być skonstruowane na zasadzie „Harry'ego Pottera”, czyli pokazywać kolejne etapy edukacji – zarówno szkolnej, jak i heroicznej – bohatera. Nawet jeśli to tylko żart rzucony mimochodem, brzmi całkiem obiecująco.

„Spider-Man: Homecoming”, USA 2017, reżyseria: Jon Watts, dystrybucja: UIP, czas: 133 min