Prawie dwadzieścia lat temu Jim Jarmusch nakręcił "Rok konia", dokumentalny zapis trasy koncertowej Neila Younga i jego grupy Crazy Horse. Tamten film niespecjalnie spodobał się krytykom. "Gimme Danger" zasłużenie zbiera dużo lepsze oceny.

Reklama

Reżyser i Iggy Pop znają się od lat. Muzyk opowiadał w wywiadach, że pokochał kino Jarmuscha już od jego debiutu, czyli "Nieustających wakacji" z 1980 roku. Później nawet zagrał w jego filmach: "Kawie i papierosach III" (wystąpił tam z Tomem Waitsem, a obraz zdobył Złotą Palmę w Cannes dla krótkiego metrażu) oraz metafizycznym westernie "Truposz". To Pop zaproponował, by Jarmusch nakręcił film o The Stooges. "Jim sam decyduje, jak mają wyglądać jego filmy, my mieliśmy podobną filozofię" – mówił.

Jarmusch nie kazał się długo namawiać. Twierdzi, że to dzięki pierwszej płycie The Stooges z 1969 roku odkrył dla siebie nowe muzyczne horyzonty. Uważa The Stooges za najważniejszą kapelę w historii rocka. I nie tylko on. Bez wpływu The Stooges trudno wyobrazić sobie osiągnięcia Sex Pistols, Sonic Youth czy Nirvany, której lider Kurt Cobain nazywał Popa swoim największym idolem. Grupa inspirowała także zespoły ze sceny nowofalowej, metalowej czy krautrockowej, a sam Iggy doczekał się przydomku "ojciec chrzestny punka". "Gimme Danger" pozwala zrozumieć dlaczego.

W swoim filmie Jarmusch oddaje głos niemal wyłącznie muzykom zespołu. Oprócz nich na ekranie pojawiają się jedynie menedżer zespołu oraz siostra Rona i Scotta Ashetonów. Dzięki temu powstał portret niezwykle intymny, pozbawiony niepotrzebnych opowieści o narkotykowych ekscesach, za to ze sporą dawką humoru. Element wariactwa był w cyrku The Stooges bardzo ważny. Jak mówi sam Jarmusch: "Pierwiastek szaleństwa w rock and rollu jest niezbędny. Wiedzieli o tym The Stooges, ale też David Bowie czy Ramones, a nigdy nie zrozumieli na przykład muzycy U2". Reżyser podkoloryzował to szaleństwo, uzupełniając wywiady z muzykami filmowymi wstawkami. Za animowane fragmenty odpowiada kanadyjski twórca James Kerr. Jarmusch chciał, by "te wstawki filmowe były takie jak muzyka The Stooges: raz surowe, innym razem wyrafinowane, śmieszne, szalone". Reżyser wykorzystał w nich m.in. fragmenty starych programów telewizyjnych. Pojawia się wśród nich popularny w latach 50. i 60. show "Lunch with Soupy Sales", niespodziewanie ważny dla Iggy’ego Popa. Soupy Sales uczył dzieci, by pisały do niego listy, używając maksymalnie 25 słów. Pop wziął to sobie do serca przy tworzeniu tekstów dla The Stooges.

Reklama

W swoich wypowiedziach Iggy sporo miejsca poświęca rodzicom, którzy bardzo pomogli mu w rozwijaniu jego pierwszej pasji, czyli gry na perkusji. Zdradza też, dlaczego w końcu zrezygnował z gry na bębnach na rzecz śpiewania. Dowiemy się również, skąd wzięło się jego niepodrabialne sceniczne zachowanie, skąd brał ekstrawaganckie stroje.

Tytułu filmowi dostarczyła piosenka z trzeciej płyty The Stooges "Raw Power", wydanej w 1973 roku. Zaraz potem kapela się rozpadła, a Pop poświęcił się karierze solowej. Choć wrócili na scenę po trzydziestu latach, Jarmusch skupia się na pierwszym okresie ich działalności. Pokazuje, jak The Stooges przekraczali muzyczne granice. Nie chcieli brzmieć jak Rolling Stones ani imitować kogokolwiek innego. Chcieli grać awangardowy noise i to im się udawało. Wiele jest w filmie fascynujących fragmentów koncertów ze Scottem Ashetonen przy perkusji, przez cały koncert ani razu niepatrzącym w publikę, jego bratem walącym gitarą jak młotkiem czy Popem rzucającym się w publikę. Nigdy wcześniej ani później nie pojawił się zespół, który tak prezentował się na scenie. W jednym z wywiadów ich wielki fan, lider zespołu Suicide Alan Vega mówił: "Dzięki nim po raz pierwszy w życiu doświadczyłem, jak scena i widownia stają się jednością. Uświadomiło mi to, że dzieła sztuki nie muszą być statyczne, że można tworzyć sytuacje".

Ciekawe, że nic nie wskazywało na to, że po rozpadzie w połowie lat 70. The Stooges jeszcze powrócą do muzycznej świadomości. Osiągnęli status kapeli kultowej, ale sami niewiele z tego mieli. Przed rozpadem ich najlepszym osiągnięciem na liście "Billboardu" była 106. pozycja. W filmie muzycy wspominają, że po rozwiązaniu wrócili do domów bez niczego. To się zmieniło, kiedy w nowym wieku ponownie się zeszli, z powodzeniem grając na największych festiwalach. Świat przypomniał sobie o The Stooges.

Reklama

Latem tego roku zespół ostatecznie zakończył działalność. Zmarli już bracia Ashetonowie, z oryginalnego składu pozostał tylko Pop. "Nie ma sensu tego dłużej ciągnąć" – mówił gitarzysta James Williamson, który dołączył do zespołu w 1970 roku. Ale – także dzięki filmowi Jima Jarmuscha – o The Stooges nie da się już zapomnieć.

Gimme Danger | USA 2016 | reżyseria: Jim Jarmusch | dystrybucja: Gutek Film | czas: 108 min