W odróżnieniu od pewnego polskiego polityka, Denisa Villeneuve’a możemy poznać nie tylko po tym, jak kończy, lecz także – jak zaczyna. Mało który reżyser potrafi w obrębie jednej sceny przeprowadzić ekspozycję bohatera, zainicjować intrygę i zbudować napięcie, które utrzyma do samego finału.

Reklama

Nie inaczej jest w "Nowym początku", ekranizacji obsypanego branżowymi nagrodami opowiadania science fiction Teda Chianga. W wydaniu twórcy "Sicario" moment pojawienia się Obcych na Ziemi w niczym nie przypomina bombastycznych inwazji z superprodukcji pokroju "Dnia Niepodległości". Zwyczajowe eksplozje zastępują dzwonki studenckich smartfonów przerywające wykład profesorki lingwistyki Louise Banks (wspaniała Amy Adams). Okazuje się, że w dwunastu lokalizacjach na całym świecie zadokowały niezidentyfikowane obiekty latające. Amerykańska armia werbuje dr Banks celem porozumienia się z przybyszami. Analogicznie swoich tłumaczy wystawiają inne państwa, choć wszystko rozgrywa się według hollywoodzkich reguł i szybko staje się jasne, które mocarstwo będzie robić za sprawiedliwe wśród narodów świata, a którym przypadną role czarnych charakterów. Podczas gdy Stany Zjednoczone przykładnie stawiają na dialog z obcą cywilizacją, Chiny i Rosja rwą się do bitki.

Zarazem twórcy inteligentnie pogrywają z naszymi przyzwyczajeniami. Pierwszej kuli wcale nie wystrzeli ten, po którym się tego spodziewamy. Podobnie o ile w pierwszej połowie film jeszcze powiela klisze gatunkowe znane z "Interstellar" Nolana, "Grawitacji" Cuaróna czy "Kontaktu" Zemeckisa, o tyle w drugiej mocno wybija się na autonomię. Kontekst polityczny pozostaje istotny, ale reżyser przefiltrowuje go przez prywatną perspektywę lingwistki. Odkrycie Louise, że kosmici postrzegają czas i pismo nielinearnie, pomaga światu, ale pomaga też samej bohaterce przepracować traumę po stracie dziecka. Bodaj pierwszy raz od "Pogorzeliska" Villeneuve tak wyraźnie daje odczuć, że humanistyczny wymiar historii interesuje go bardziej od popisu wizualnego.

Bynajmniej nie oznacza to, że obraz nie imponuje maestrią techniczną. Nie ma siły, by nieziemskie zdjęcia Bradforda Younga ("Selma") i dronowa ścieżka Jóhanna Jóhannssona nie liczyły się w wyścigu oscarowym. Duże wrażenie robi design półeliptycznych statków o granitowej powłoce i aseptycznym wnętrzu, odsyłającym do "Odysei kosmicznej" Kubricka. Odświeżający jest wygląd Obcych z mackami a la Cthulhu.

Reklama

Za ożywczy należy również uznać fakt, że choć twórcy poruszają się w ramach ogranej konwencji, nad pytanie: "Po co ONI tu przybyli?" przedkładają: "Po co MY tu jesteśmy?". Podstawowe przesłanie płynące z filmu: warto rozmawiać – może i nie jest specjalnie odkrywcze, niemniej przy obecnych nastrojach geopolitycznych takich przypominajek nigdy za wiele. Przy czym i tak najpiękniejszy pozostaje sposób, w jaki film celebruje potęgę nauki, moc języka kształtującego rzeczywistość w zależności od interpretacji, chęć poznawania i odkrywania, wartość komunikacji, dzielenia się wiedzą i emocjami. Wszystko to, co decyduje o naszym człowieczeństwie.

Nowy początek | USA 2016 | reżyseria: Denis Villeneuve | dystrybucja: UIP | czas: 116 min