W zapowiadanym jako międzynarodowe wydarzenie (na produkcję złożyło się aż pięć krajów) filmie reżyser opuszcza rodzinną Estonię i rusza ze swoimi bohaterkami, młodymi wychowankami sierocińców, w podróż po Rosji – od Petersburga przez obrzeża Moskwy aż po granicę z Kazachstanem. Chociaż mamy okazję spojrzeć na świat oczami osób młodych, jeszcze naiwnych i nieopierzonych, i tak dostajemy znajome z nowego kina rosyjskiego obrazki.

Reklama

Rosję już dawno opuścili Bóg i nadzieja. Pozostały tu tylko bród i ubóstwo, a także przesiąknięci złem ludzie. Tacy sami bez względu na pozycję, którą zajmują w społeczeństwie. Ot, jeśli starszy wiejski mężczyzna częstuje dziesięciolatkę jagodami, niechybnie chce ją zgwałcić. Jeśli nieco młodszy wykładowca uniwersytecki nawiązuje relację z młodą asystentką, to tylko po to, by ją wykorzystać. Tu nie ma niewinnych. Każdy coś przeskrobał, a jeśli nie, to na pewno zamierza.

Rozumiem, że przez sąsiedztwo z Rosją reżyserowi łatwiej było się wpisać w dominującą na temat tego kraju narrację jego obywateli. Ale "Ja nie wracam" to kolejny film, w którym ta została sprowadzana do schematów, wytartych dialogów i anemicznych postaci powołanych do życia po to tylko, żeby mogły cierpieć. Jest w tym jakiś sadyzm, który zresztą i tak nie robi na widzu właściwego wrażenia. Bohaterki (jedna jest debiutantką, druga, jak większość obsady, grywała dotąd w serialach, co odbija się na jej warsztacie) są bowiem tak niemrawe, że mało kogo obchodzi ich dola. Ze wzruszeń pozostało wzruszenie ramion.

JA NIE WRACAM | Estonia, Kazachstan, Rosja, Białoruś, Finlandia 2014 | reżyseria: Ilmar Raag | dystrybucja: Bomba Films