Komediowy (?) western Setha MacFarlane'a w dużej mierze kręci się wokół żartów skatologicznych i seksualnych, co dałoby się znieść, gdyby były zabawne. Niestety nie są. "Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie" nie sprawdza się ani jako parodia gatunku (od "Płonących siodeł" Mela Brooksa odstaje o kilka długości), ani jako przełamująca tabu komedia. Ileż można wysłuchiwać dowcipów o robieniu loda lub pierdzeniu?

Reklama

Zdaniem MacFarlane'a prawdopodobnie bez końca. Tym bardziej że film niemal pozbawiony jest fabuły, perypetie farmera nieudacznika, który znajdzie miłość swojego życia i odkryje w sobie odwagę, przypominają nieudolnie zlepiony ciąg skeczy, w których męczą się niemiłosiernie całkiem przyzwoici aktorzy (Charlize Theron, Liam Neeson).

To, co udało się w "Tedzie" zgrabnie i bez pardonu ogrywającym schematy kumpelskiej komedii, w "Milionie sposobów, jak zginąć na Zachodzie" wypada żenująco. Ale MacFarlane jest nie tylko pozbawiony samokrytyki, jest także nieuleczalnym narcyzem, który niby to z siebie kpiąc – jego bohater wciąż się potyka, pudłuje i spada z konia niczym w slapstickowej komedii – nie może wciąż nasycić się własną obecnością na kinowym ekranie.

MILION SPOSOBÓW, JAK ZGINĄĆ NA ZACHODZIE | USA 2014 | reżyseria: Seth MacFarlane | dystrybucja: UIP | czas: 116 min