Nowe dzieło Zhangke wręcz rozsadza ekran adrenaliną. Zawarte w tytule słowo "dotyk" wydaje się niepotrzebnym eufemizmem. Siła filmu przywodzi raczej na myśl cios maczetą bądź kopniaka prosto w twarz. Tak brutalne okazują się dla bohaterów skutki charakteryzujących Chiny przemian społeczno-obyczajowych. Nowy świat bardziej niż znaną do tej pory rzeczywistość przypomina wizje z nigdy niewidzianych przez nich filmów Pasikowskiego bądź Bałabanowa.

Reklama

Zranieni przez swoje państwo obywatele dawno już zapomnieli o stojących na straży ładu i porządku zasadach konfucjanizmu. Gdyby spotkali na swojej drodze słynnego myśliciela, najpewniej również by go zmasakrowali. W swoim postępowaniu już dawno pozbyli się zbędnego balastu racjonalności. Dzięki temu mogą strzelać na oślep i rzucać się na kogo popadnie. Jedyną zasadą porządkującą świat "Dotyku grzechu" pozostaje logika odwetu. Chiński reżyser przedstawia cztery długie nowele, które każdorazowo śledzą proces narastania desperacji kończący się widowiskowym wybuchem agresji. Skoro ludzkie wraki z filmu Zhangke już i tak opadają na dno, robią wszystko, by pociągnąć na nie jak najwięcej pasażerów.

Prowokowane przez bohaterów akty przemocy są tak ostentacyjne, że aż groteskowe. Reżyser pozostaje doskonale świadomy tej dwuznaczności i z premedytacją burzy mur pomiędzy igraszką a horrorem. Dzięki temu tworzy na ekranie atmosferę chaosu, w której – wbrew dominującej propagandzie sukcesu – znalazła się według reżysera jego ojczyzna. Zhangke nie ma wątpliwości, że stojące w rozkroku między tradycyjnym komunizmem a drapieżnym kapitalizmem Chiny to kolos na glinianych nogach. Nic dziwnego, że jako taki budzi sprzeczne odczucia. "Dotyk grzechu" przypomina jednak, że uśmiech bywa dziwnie podobny do grymasu przerażenia.

DOTYK GRZECHU | Chiny, Japonia 2013 | reżyseria: Jia Zhangke | dystrybucja: Against Gravity | czas: 133 min