Dokument Wiktora Kossakowskiego ma w sobie energię, której można spodziewać się po okrzyku manifestującym zachwyt nad światem. Jednocześnie jednak film rosyjskiego reżysera skutecznie broni się przed oskarżeniami o naiwność i egzaltację. "Antypody" to znacznie więcej niż ciąg przeestetyzowanych pocztówek w rodzaju "Baraki" czy "Koyaanisqatsi". Wysiłki rosyjskiego reżysera bardziej przypominają starania Michaela Glawoggera, który w pozornie egzotycznych sceneriach stara się znaleźć uniwersalną prawdę o rzeczywistości. W filmie Kossakowskiego próżno doszukiwać się jednak charakterystycznej dla austriackiego mistrza goryczy. Wybór wyraźnie afirmacyjnego tonu wydaje się w ujęciu rosyjskiego reżysera świadomą deklaracją filozoficzną. "Antypody" pozostają przepełnione franciszkańską z ducha pokorą i rozumieniem świata jako szlachetnej tajemnicy.

Reklama

Twórcza metoda Kossakowskiego ma w sobie niezwykłą prostotę. Zgodnie z tytułem filmu rosyjski reżyser zwyczajnie konfrontuje ze sobą miejsca leżące po przeciwnych stronach globu. Kossakowski zestawia Argentynę i Chiny, Hiszpanię i Nową Zelandię, Chile i Rosję, Botswanę i Hawaje. W każdej z tych przestrzeni reżyser próbuje uchwycić to, co najbardziej swoiste dla związanych z nią warunków życia czy wytworów kultury. Jednocześnie jednak portretowane w filmie scenerie pozostają połączone jedyną w swoim rodzaju, metafizyczną więzią. Świadomość istnienia antypodów pozwala traktować świat jako uporządkowaną całość, nadaje mu sens i cel, zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Właśnie ta świadomość objawia się w pełni w jednej z najlepszych scen filmu. Wpatrujący się w piękny krajobraz bohater stwierdza w pewnym momencie: – To jest jak metafora, ale przecież tak właśnie wygląda rzeczywistość. W świecie Wiktora Kossakowskiego nawet pozorny banał kryje w sobie niespotykaną głębię.

NIECH ŻYJĄ ANTYPODY | Argentyna, Holandia, Niemcy, Chile 2011 | reżyseria: Wiktor Kossakowski | dystrybucja: Against Gravity | czas: 108 min