Turecki reżyser zadowala się jedynie rekonstrukcją psychologiczną. Budując wiarygodne, zniuansowane portrety bohaterów, udowadnia, że prawda jest czymś płynnym, przezroczystym. Może być także kłamstwem.

Turecka Anatolia jest piękna. Kraina rozpościerająca się między Morzem Czarnym a Zatoką Aleksandretty, oddzielona od Europy cieśniną Bosfor, pamięta starożytne najazdy Persów, Celtów, Greków i Rzymian. Gdzie nie spojrzeć, tam poezja. Słoneczny lub księżycowy światłocień pokrywa wzgórza, pola, ociepla niekończące się, zagubione autostrady.

Reklama

Twórca "Klimatów" swoim zwyczajem w ten naturalny błogostan wprowadza poranione sylwetki ludzkie. Uroda świata zewnętrznego nie tuszuje wewnętrznego rozedrgania, wzmacnia splin. Deziluzja czai się za rogiem. Bajkowe rysunki tureckich chałup kryją wstydliwe ubóstwo. Pola uprawne leżą odłogiem. Mieszkańcy Anatolii wydają się pozamaterialni. Przesypiają życie. Nikt tutaj nie histeryzuje. Nie ma hamletycznych tyrad, ani przekleństw. Dramat upodabnia się do krajobrazu. Jest cichy, przez to jeszcze bardziej dotkliwy.

Ceylan umawia się z widzami na rodzaj przekornej gry. Nie czekajmy na poznawcze zwycięstwo. Seans wydaje się nie mieć końca, a szeroko pojmowana akcja stanowi w tym wypadku jedynie punkt wyjścia dla opowieści, która – gdyby nie finezyjne kadry – równie dobrze mogłaby być słuchowiskiem. To film rozmowy, słuchania. Łże-kryminał, w którym oskarżeni bywają niewinni. Bo co naprawdę wydarzyło się pewnego dnia w Anatolii? Dlaczego radosna scena popijawy trzech kumpli, którą oglądamy w pierwszej scenie filmu, zakończyła się tragedią? Są pytania, brakuje odpowiedzi, a obraz, czyli to, co widzimy na ekranie, przeczy słowom. Rzeczywistość neguje domniemania, a wmówienie sytuuje się zadziwiająco blisko realności. Mogło być tak, jak słyszymy; tak, jak widzimy; lub zupełnie inaczej.

Reklama

Są coraz bardziej zmęczeni. Wizja lokalna nieznośnie się przedłuża. Lekarz sądowy, policjanci, prokurator oraz podejrzani. Gdzie schowali zwłoki zamordowanego? Miały zostać zakopane w którejś studni. Ale w której? Tyle ich dookoła. Przymusowi towarzysze podróży jadą wyludnioną drogą. Czasami się zatrzymują. Irytacja miesza się ze zmęczeniem. Podczas podróży po Anatolii mieszają się role życiowe i profesjonalne. Lekarz częstuje papierosem domniemanego mordercę, piękna dziewczyna w domu wójta serwuje przybyszom herbatę, ktoś się zwierza, ktoś płacze, ktoś inny chrapie.

Każdy film Nuri Bilge Ceylana jest wydarzeniem. "Chmury w maju", "Kokon", "Uzak", "Klimaty", "Trzy małpy", "Miasteczko" oraz "Pewnego razu w Anatolii" tworzą filmografię artysty, który jako jeden z niewielu twórców światowego kina świadomie nawiązuje do lat świetności filmu autorskiego. Ceylan nie szuka nowego stylu, odnalazł własny. Twórca „Trzech małp” zaczynał od fotografii artystycznej. I również na tym polu odnosił spore sukcesy. Być może to tylko niezdyscyplinowana nadinterpretacja wynikająca z pewnej wiedzy na temat biografii reżysera, ale oglądając jego filmy, mam często wrażenie przerzucania kart rodzinnego albumu i wnikania w głąb smutku każdego, szeroko uśmiechniętego zdjęcia.

Ceylan jest bowiem etnografem zmierzchu. Bohaterowie jego filmów, rozgrywających się najczęściej na tureckiej prowincji, porządkują swoje życie w zgodzie z kontinuum tradycji, niezmiennością obyczajów, kulturowym bogactwem. Zachowali odrębność, która nie ma niczego wspólnego z poczuciem wyższości albo z nacjonalizmem. Jest jak oddychanie. Rytuały narodzin sąsiadują z przepychem kilkudniowej stypy, podczas której uśmiechamy się do zmarłego, a nie tylko bolejemy nad jego odejściem.

Reklama

Konsekwentna, znaczona wieloma sukcesami twórczość tureckiego Antonioniego, jak często tytułuje się Ceylana, powinna dawać do myślenia naszym twórcom. Ale chyba nie daje. Ceylan kręci przecież filmy, które zaprzeczają większości reguł obowiązujących w reżyserskim dekalogu. Nie używa ostrych barw, nie krzyczy kolorami i słowami, jego filmy nie są ani logiczne, ani szczególnie atrakcyjne. Bardzo długie metraże, oszczędne dialogi, leniwe tempo. Antykino. – Moje filmy to nieśmiałe manifesty – mówi autor "Uzaka". Zawstydzone piękno.

PEWNEGO RAZU W ANATOLII | Turcja, Bośnia i Hercegowina 2011 | reżyseria: Nuri Bilge Ceylan | dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty | czas: 150 min