Komu podobało się, co Ritchie zrobił z detektywem z Baker Street, ten po seansie drugiej części cyklu również będzie zadowolony. Jest tu wszystko, czym zachwycił "Sherlock Holmes": rozpędzona, świetnie sfilmowana akcja, doskonali aktorzy, bawiący się wizerunkami legendarnych literackich postaci, sporo smaczków dla wielbicieli prozy Arthura Conan Doyle'a. Jest też wszystko, co mogło w pierwszej części drażnić: zbytek efekciarstwa i pretekstowa w gruncie rzeczy fabuła. Ale receptura Ritchiego działa doskonale – "Sherlock Holmes: Gra cieni" jest bezpretensjonalną rozrywką na najwyższym poziomie.

Reklama

Tym razem Holmes (Robert Downey jr) niemal doprowadza się do samozniszczenia: na diecie złożonej z tytoniu, liści koki i formaldehydu (popijanego zamiast wina) rozpracowuje szatański plan swojego arcywroga, profesora Jamesa Moriarty'ego. Sęk w tym, że ów jest powszechnie szanowanym uniwersyteckim wykładowcą, i nawet brat Sherlocka, Mycroft (doskonale bawiący się swoją rolą Stephen Fry), wysoko postawiony w rządzie, nie wierzy w rewelacje detektywa. Holmes jest jednak przekonany, że Moriarty z pomocą wyrzuconego z brytyjskiej armii pułkownika Morana (Paul Anderson) planuje rozpętać wojnę światową. Musi więc poprosić o pomoc doktora Watsona (Jude Law), który właśnie szykuje się do ożenku. W całą aferę zostaną wreszcie wplątane rządy największych europejskich mocarstw oraz pewna cygańska wróżka madame Simza (Noomi Rapace).



Piotr Kofta, pisząc we "Wprost" o Holmesie, słusznie zauważył, że detektyw był superbohaterem epoki wiktoriańskiej, zaś Ritchiemu udało się ten schemat idealnie dopasować do potrzeb współczesnego widza. Zgodnie z regułą sequela "Gra cieni" jest więc jeszcze szybsza i bardziej wybuchowa niż oryginał. Ritchie pozwala sobie także na jeszcze bardziej brawurowe zabawy konwencją: cytuje samego siebie z "Przekrętu", a w jednej ze scen pojawia się nawet muzyka Ennio Morricone z filmu "Dwa muły dla siostry Sary" i ma to dla fabuły dość istotne znaczenie. Szkoda jedynie, że brytyjski reżyser nie zauważył, że jeszcze lepiej niż sekwencje akcji wychodzą mu kameralne sceny intelektualnych potyczek Holmesa z Moriartym: ich pierwsza rozmowa i finałowy pojedynek na słowa prowadzony przy szachownicy nad wodospadem Reichenbach (holmesolodzy doskonale wiedzą, jak wielkie znaczenie ma to miejsce dla rozwoju akcji) to najlepsze sekwencje "Gry cieni". Wymogi współczesnego kina akcji zmuszają jednak Ritchiego, by przestrzeń między tymi dialogami wypełnił armatnią kanonadą i rozegranymi w szaleńczym tempie pościgami.

Reklama

SHERLOCK HOLMES: GRA CIENI | USA, Wielka Brytania 2011 | reżyseria: Guy Ritchie | dystrybucja: Warner Bros. | czas: 129 min