Rzecz dzieje się w przyszłości, gdzie klonowanie komórek ludzkich jest już faktem, więc na własne życzenie Rebecca zostaje sztucznie zapłodniona i ma urodzić swojego kochanka. Mimo sugestii, że być może widz zostanie zderzony z istotnymi kwestiami natury moralnej i etycznej dotyczącymi klonowania, "Łono" zbacza w stronę tragicznej historii miłosnej. Problematyka jest zagmatwana i niespójna, uniemożliwiająca identyfikację z bohaterami, przez co film ogląda się chwilami niczym naszpikowaną sensacjami, tabloidową ciekawostkę.
Ale tak jednoznaczna ocena byłaby dla "Łona" zbyt surowa, gdyż jest to obraz zajmujący chociażby ze względu na scenografię i, mimo wszystko, wiarygodnie zbudowane relacje między postaciami. Film rozpoczyna retrospektywa, potem akcja przenosi się kilkanaście lat do przodu i Fliegauf ciekawie wygrywa swoiste refreny – sceny z przeszłości korespondują z tymi z teraźniejszości; następuje niejakie powtórzenie miłosnej historii z pierwszej połowy, lecz tym razem Rebecca z kochanki przeistoczyła się w matkę, lecz nie chce się z tą rolą pogodzić. Szczęśliwie węgierski reżyser nie kończy filmu hollywoodzkim happy endem, a ostatnie sceny "Łona" pozostawiają finał poza ramkami kadru, pod rozwagę oglądającego.
ŁONO | Węgry, Niemcy, Francja 2010 | reżyseria: Benedek Fliegauf | dystrybucja: Aurora Films | czas: 111 min
Reklama