U Erana Riklisa wszyscy pląsają niby w chocholim tańcu, a zmrożony zimowym lodem i śniegiem zaskorupiały świat trwa w wygodnej stagnacji. Obojętność wydaje się cechą nadrzędną, dzięki której silniejsze jednostki przetrwają darwinowską wojnę, bowiem współczucie, uczucie i altruizm człowiekowi nie przystoją. "Misja kadrowego" prowadzi widza przez wyludnione, posowieckie plenery, gdzie nad drzewami górują opuszczone reaktory atomowe, a zwykły ludzki odruch stoi na przegranej pozycji, zderzony z nadmiarem biurokratycznych procedur. Przez pierwsze kilkadziesiąt minut filmu można odnieść wrażenie, że obcuje się z kinem defetyzmu, choć materiały promocyjne obiecują komedię. I faktycznie – komizm jest, lecz nierozerwalnie spleciony z tragedią i, niestety, nader uproszczoną przemianą charakterologiczną głównego bohatera.
Ponurą wizję roztoczoną przez Riklisa rozświetla zwyczajna wiara w dobroć, pewnie nieco naiwna, acz szczera. Kadrowy z tytułu jest nieodrodnym dzieckiem swoich czasów, których obraz kreują popadające w przesadę, nierzadko kłamliwe media i bezduszne korporacje, a i on sam jest częścią systemu, trybikiem w dużej firmie piekarskiej. Znużony życiem człowiek otrzymuje zadanie, które w efekcie okaże się przyczynkiem do podróży jego życia – podróży w głąb siebie. Szefowa zleca mu zatuszowanie nadciągającego skandalu – jedna z pracownic piekarni zostaje zabita w samobójczym ataku bombowym, a przy jej ciele policja znajduje odcinek wypłaty. Zakładowi zarzuca się, że nie interesuje się losem swoich pracowników. Wreszcie firma dochodzi do wniosku, że w dobrym tonie będzie, jeśli Kadrowy (dużą literą, gdyż poza zmarłą nikomu nie nadano imion) przetransportuje ciało kobiety do rodzinnego kraju.
I tak zaczyna się wielokilometrowa wyprawa rozklekotanym vanem, w której Kadrowemu towarzyszą między innymi syn denatki i reporter gazety, który ma udokumentować przekazanie zwłok. Nie udaje się jednak utrzymać niezłego tempa z początku i sama wyprawa, stanowiąca przecież fabularną oś filmu, dąży nieubłaganie do przewidywalnego, łzawego finału. Owszem, niektóre epizody związane z kolejnymi odcinkami trasy wypełnione są autentycznie zabawnymi czy też raczej śmieszno-strasznymi momentami, ale myśl przewodnia filmu razi swoistą niedojrzałością. Intencje reżyserskie były jak najbardziej słuszne, lecz przemiana Kadrowego, być może wywołana od dawna pielęgnowanym buntem przeciwko obowiązującemu status quo, nie mówi nic nowego o człowieku. To nadal ta sama stara śpiewka, że bezinteresowna dobroć tkwi nawet w tych, którzy się przed nią wzbraniają, kryjąc się za maską zobojętnienia. "Misję kadrowego" jednak zobaczyć warto, choćby ze względu na tę chętnie manifestowaną wiarę w możliwość wewnętrznej transformacji.
MISJA KADROWEGO | Izrael, Niemcy, Francja 2010 | reżyseria: Eran Riklis | dystrybucja: Against Gravity | czas: 103 min
Reklama