Hollywoodzcy producenci sztucznie podzielili ekranizację ostatniego tomu "Harry’ego Pottera" na dwie części, choć bez trudu dałoby się z obu odsłon "Insygniów śmierci" skroić świetny, choćby i trzygodzinny film. A tak dostaliśmy dwa nieco słabsze – wciąż jednak imponujące rozmachem i reżyserską rzetelnością Davida Yatesa. Pierwsza część zgrabnie, choć bez większych emocji przygotowała widzów do finałowego starcia Pottera z Voldemortem. Druga jest natomiast mocno rozciągniętą serią magicznych pojedynków – za to zrealizowaną perfekcyjnie, bez zbędnego efekciarstwa. I choć film zamykający cykl niemal pozbawiony jest fabuły, paradoksalnie pozwala lepiej zrozumieć motywacje i pragnienia bohaterów.
Harry, Ron i Hermiona szukają ostatnich horkruksów – magicznych przedmiotów, w których Voldemort zaklął cząstki swojej duszy, co miało uczynić go nieśmiertelnym. Ich zniszczenie pozwoli stawić czoła Czarnemu Panu. Jednak ostatnim horkruksem jest sam Harry Potter – dopiero jego śmierć może uwolnić świat od arcywroga.
Podobnie jak książkowy oryginał, także filmowe "Insygnia śmierci" są najbardziej ponurą, gwałtowną, chwilami przerażającą częścią cyklu. Magiczna szkoła Hogwart staje się ponurą scenerią apokaliptycznej walki dobra i zła. Trup ściele się gęsto, magia odsłania swoje mroczne oblicze. Świat czarodziejów okazuje się światem zdrajców i morderców, szaleńców opętanych żądzą władzy, a nawet szlachetni bohaterowie mogą okazać się wytrawnymi manipulatorami. Tak jakby Harry Potter, osiągnąwszy wiek dojrzały, musiał nagle stanąć twarzą w twarz z całym brudem i złem świata.



Reklama
Wracają w "Insygniach śmierci" wszystkie tematy, które pojawiały się w poprzednich częściach cyklu: problem winy i odkupienia, lojalności i zdrady, zaufania, poświęcenia, odpowiedzialności. Wydawać by się mogło, że wszystkie karty już dawno zostały rozdane, a jednak finał doskonale uzupełnia portrety bohaterów. Największą woltę przechodzi tu Severus Snape – z czołowego szwarccharakteru całej serii staje się jej najbardziej tragiczną, wręcz szekspirowską postacią. Grającemu go Alanowi Rickmanowi jak zwykle wystarcza kilka spojrzeń, kilka oszczędnych gestów, by tę przemianę uwiarygodnić.
Reklama
Najciekawszy wydaje się jednak wewnętrzny pojedynek głównego bohatera – Harry i Voldemort, na zawsze ze sobą związani, są niczym dwa wcielenia tej samej osoby: doktor Jekyll i pan Hyde, Anakin Skywalker przeistoczony w Dartha Vadera. Młodzieńcza naiwność, która musiała ustąpić pozbawionej złudzeń co do natury świata dorosłości. Nie będzie żadnym zaskoczeniem, że dobro musi ostatecznie w tym pojedynku wygrać, ale cena zwycięstwa będzie bardzo wysoka. Bohaterowie na zawsze będą już skażeni złem. Fasada magicznego świata pękła bezpowrotnie.
HARRY POTTER I INSYGNIA ŚMIERCI: CZĘŚĆ II | USA, Wielka Brytania 2011 | reżyseria: David Yates | dystrybucja: Warner Bros | czas: 130 min