Amerykańscy krytycy nie zostawili na Guliwerze i odtwórcy tytułowej roli Jacku Blacku suchej nitki. Nakręcona z obowiązkowymi efektami 3D i w zamierzeniu komediowa adaptacja klasycznej satyry Swifta wywołuje niesmak za sprawą zbyt obrzydliwych i skatologicznych żartów oraz marnego aktorstwa. Recenzent "Rolling Stone’a" stwierdził nawet, że skoro największym wyczynem Blacka w filmie jest nasikanie na XVIII-wieczny pałac, to publiczność ma pełne prawo olać Jacka Blacka. Niby prawda, a jednak trochę smutno.
Bo przecież nie mówimy o jakimś przypadkowym aktorzynie, tylko o naprawdę utalentowanym komiku, przedstawicielu komediowej Frat Pack, który jak wielu kolegów z tej paczki wyspecjalizował się w rolach budzących śmiech i zgrozę jełopów. Przypomnijmy sobie jego cudowny występ jako opryskliwego muzycznego geeka w "Przebojach i podbojach" czy niby nauczyciela w "Szkole rocka" – samo wspomnienie budzi uśmiech. Role rock’n’rollowych głupków wychodziły mu naprawdę bezbłędnie także dlatego, że Black to muzyk, założyciel satyrycznego rockowego duetu Tenacious D. Jego wariackie, balansujące na granicy dobrego smaku popisy z filmów "Płytki facet", "Nacho Libre" czy "Jaja w tropikach" to kwintesencja żartu ą la Black: skoro Bozia poskąpiła mu urody amanta, postanowił nadrabiać nadekspresywną osobowością, która nie boi się żadnego tabu ni stereotypu.
Jednak po serii udanych występów, zakończonych rolą u Michela Gondry’ego w "Ratunku! Awaria", gdzie znów zagrał nawiedzonego i bez reszty oddanego swej – filmowej tym razem – pasji matoła, który kręci niskobudżetowe wersje wielkich kinowych hitów, kariera Blacka zaczęła zwalniać. Ostatnie jego godne odnotowania kreacje to role w animowanej "Kung fu pandzie" i wspomnianych już "Jajach w tropikach", gdzie zagrał uzależnionego od heroiny psychopatę, który marzy, by umrzeć jak Jimi Hendrix – obie z 2008 roku. Potem nagle cisza. Co się stało?



Reklama
Do pewnego stopnia niepowodzenia Blacka tłumaczy pojawienie się nowej gwiazdy komedii – Zacha Galifianakisa. Aktor o greckich korzeniach od czasu powalającego występu w "Kac Vegas" (2009) Todda Phillipsa stał się ulubieńcem publiczności i obsadzany jest w rolach, które kiedyś bez wahania powierzono by Blackowi. Lekko obleśnych, nie do końca mądrych, a jednak w jakiś sposób ujmujących wariatuńciów. Jak ta u boku Roberta Downeya Jr. w kolejnym filmie Phillipsa „Zanim odejdą wody”. Spokojnie można sobie wyobrazić na jego miejscu Jacka Blacka jako aktora nieudacznika o irytującym sposobie bycia i złotym sercu. Poducenci jednak wybrali będącego na fali wznoszącej Galifianakisa, który zalicza sukces za sukcesem od serialu "Znudzony na śmierć" po własny komediowy show na Comedy Central. Zdaje się, że Jack Black już nam się znudził – jego grane na jednej nucie, coraz bardziej manieryczne występy musiały skończyć się czymś w rodzaju Guliwera. Zolbrzymiałe ego dało znać o sobie.
Reklama
Czy dawny ulubieniec zdoła wrócić do komediowej formy z czasów swoich najlepszych ról? Nie wiadomo, ale niebawem czeka nas fascynujący ekranowy pojedynek starego i nowego króla komedii. Black i Galifianakis wystąpią razem w jednym ze spodziewanych hitów tego roku – nowym filmie o mapetach (amerykańska premiera w listopadzie). Niech wygra lepszy.
PODRÓŻE GULIWERA | USA 2010 | reżyseria: Rob Letterman | obsada: Jack Black, Jason Segel, Emily Blunt, Billy Connolly | dystrybucja: Imperial Cinepix | czas: 93 min