Jego film jest tak przeładowany atrakcjami, że aż nieczytelny i męczący. To, co broniło się w umownej konwencji kreskówki, przełożone na fabularny film obnażyło całą swoją miałkość i pustkę.

Reklama

Po stu latach w letargu przebudza się Avatar (nie ten „Avatar”) – to chłopiec, który odpowiada za równowagę między żywiołami. Jego nieobecność spowodowała, że żądny władzy Lud Ognia rozpanoszył się na całym świecie. Misji, jaką będzie miał teraz wykonać, można się w mig domyślić.Wykreowany w całości w komputerze „Ostatni władca wiatru” to epickie fantasy, które próbuje być także uniwersalna przypowieścią. Tyle że na ambicjach się kończy. Wizualnie nie dorównuje ono powstającym teraz dziełom techniki. Jeśli idzie zaś o samą treść, to niestety nie jest ona ani oryginalna, ani mądra.

Magdalena Michalska