
Getty Images / Charley Gallay
John Boyega na premierze "Gwiezdnych wojen"
To, co widzimy na ekranie, to prawdziwy rollercoaster. Ujęcia są pełne szybkich zbliżeń, oddaleń, obrotów – można odnieść wrażenie, że kamera stara się pokazać każdy najdrobniejszy szczegół, nawet w mniej znaczących scenach. Co jednak najważniejsze - w trakcie seansu nie czuć chaosu i zagubienia, również w trakcie walk powietrznych, których efektowność powala. Wielkie panoramiczne kadry to istna uczta dla oczu! (Jędrzej Bukowski, Stopklatka)

Getty Images / Charley Gallay
Harrison Ford i Mark Hamill na premierze "Gwiezdnych wojen"
Gdy Solo i kosmaty Chewbacca (Peter Mayhew) odzyskują zezłomowanego Sokoła Millennium, widownia czuje, że wróciły stare, dobre czasy. Że jesteśmy świadkami wybudzenia z letargu, w którym tkwi choćby robot R2-D2. (Jacek Szczerba, Gazeta Wyborcza)

Getty Images / Charley Gallay
Domhnall Gleeson na premierze "Gwiezdnych wojen"
Materiały promocyjne nie zdradziły kompletnie nic z fabuły filmu. Nie ujawniono żadnych zwrotów akcji czy powiązań postaci – i to jest plus, bo dzięki temu wielu widzów na pewno będzie zaskoczonych. (Adam Siennica, naekranie.pl)

Getty Images / Charley Gallay
Domhnall Gleeson na premierze "Gwiezdnych wojen"
Jak stwierdził błyskotliwie mój znajomy amerykański krytyk, "Gwiezdne wojny" to "Citibank filmów - zbyt duży, żeby upaść". I faktycznie nie pada. Siódmy epizod to fachowo zrobiona rozrywka, naładowana zwrotami akcji i ostrymi jak żyleta efektami. (Karolina Pasternak, newsweek.pl)

Getty Images / Charley Gallay
J.J. Abrams i Katie McGrath na premierze "Gwiezdnych wojen"
Skoro jesteśmy przy aktorach, warto wspomnieć, że czarujący John Boyega powinien spodobać się nawet protestującym przeciwko jego udziałowi w filmie rasistom, tym bardziej że pierwszoplanową postacią (być może nie tylko w "Przebudzeniu Mocy") okazała się biała jak śnieg Rey, grana znakomicie przez Daisy Ridley. (Jan M. Długosz, polityka.pl)

Getty Images / Charley Gallay
Harrison Ford i jego żona Calista Flockhart
"Przebudzenie Mocy" ma wszystko, co powinny mieć "Gwiezdne wojny", ale ma również coś więcej. J.J. Abrams doskonale zrównoważył klimat retro z nawiązaniami do poprzednich części, ale równocześnie umiejętnie wzbogacił sagę o czynnik "ludzki", emocjonalny. (Łukasz Knap, Wirtualna Polska)

Getty Images / Charley Gallay
Mark Hamill premierze "Gwiezdnych wojen"
W żonglerce popkulturowymi odniesieniami Abrams jest mistrzem, o czym wie każdy, kto oglądał obie części reżyserowanego przez niego nowego "Star Treka" czy "Super 8". Nie inaczej jest w "Przebudzeniu Mocy", które jednocześnie są wielkim hołdem dla oryginalnych "Gwiezdnych Wojen", ale przy tym zaskakują świeżością i oryginalnością. (Hubert Orzechowski, newsweek.pl)

Getty Images / Charley Gallay
Daisy Ridley premierze "Gwiezdnych wojen"
W efekcie powstał film, który ma ten sam niewymuszony wdzięk, który przesądził o sukcesie sagi Lucasa w latach 70. Istotnie, w świecie "Gwiezdnych wojen" nastąpiło przebudzenie. Czekaliśmy na nie od 32 lat. (Małgorzata Steciak, Onet.pl)

Getty Images / Charley Gallay
Max von Sydow premierze "Gwiezdnych wojen"
"Przebudzenie Mocy" jest filmem bardzo szybkim i intensywnym, czasem nawet trochę chaotycznym, ale w dobry, młodzieńczy sposób. Znaleźć można w nim nawet pojedyncze momenty prawdziwej poezji: scenę spaceru pośród zasypanego przez piach pobojowiska lub ponownego spotkania pary bohaterów z oryginalnej serii. (Piotr Mirski, Interia)

Getty Images / Charley Gallay
BB8 premierze "Gwiezdnych wojen"
Abrams unika błędów, które zgubiły Lucasa podczas realizacji prequeli. Nie próbuje za wszelką cenę oszołomić widzów, skupia się na drobnych elementach akcji, rozsądnie dawkuje nawiązania do klasycznej trylogii, równoważy emocje. Czuć, że to dopiero przygrywka do wielkich wydarzeń, że nowi bohaterowie będą mieli do odegrania niebagatelną rolę, że czeka nas jeszcze wiele zaskoczeń. Warto na nie czekać. Moc wróciła. (Jakub Demiańczuk, Dziennik Gazeta Prawna)