Podczas gali, która odbyła się w Berlinale Palast, dyrektor artystyczny festiwalu, Carlo Chatrian, wyraził radość, że Spielberg przyjął wyróżnienie. "Cieszę się także z tego, że mogę was wszystkich zobaczyć. Kino jest sztuką zbiorową. Obejrzawszy Fabelmanów - wybaczcie, widziałem ich już, tak jak niektórzy z was - chciałem zwrócić uwagę na jedną z początkowych scen, w której mały Sammy musi zmierzyć się z gigantycznym obrazem. Sądzę, że połączenie tego, co małe i tego, co wielkie, czyni większość filmów Stevena Spielberga tak wyjątkowymi i tak cennymi" - wskazał.

Reklama

Przed uroczystością Spielberg uczestniczył w konferencji prasowej, podczas której podkreślił, że Honorowy Złoty Niedźwiedź to dla niego szczególny zaszczyt. Jego filmy są jak jego dzieci – nie ma ulubionych. "Szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby po tylu latach coś się we mnie zmieniło. Mam taką samą naturę filmowca jak wielu moich kolegów. Cokolwiek czułem do kina jako mały chłopiec, towarzyszyło mi przez kolejne dekady. Za każdym razem kiedy w mojej głowie pojawia się pomysł na dobry film, odczuwam taką samą ekscytację" – powiedział. Dodał, że nigdy nie traktował swojej pracy w kategoriach terapeutycznych. "Ale wiele rzeczy dzieje się podświadomie. Traumy, które dotknęły nas, gdy byliśmy młodzi, mogą wyjść na wierzch w malarstwie, muzyce, filmach, literaturze - nawet jeśli nie mamy takiego zamiaru. Oczywiście, jako dziecko przeżyłem traumę, jaką był rozpad mojej rodziny. Jestem przekonany, że gdyby nie rozwód rodziców, nie zdecydowałbym się wyreżyserować Imperium słońca" – zwrócił uwagę.

Współpraca z Kamińskim

Reżyser wspominał także początki swojej współpracy z operatorem Januszem Kamińskim. "Szukałem operatora do Listy Schindlera. Tak się złożyło, że zobaczyłem akurat film Diane KeatonDziki kwiat. Byłem pod wrażeniem jej pracy, ale równie duże wrażenie wywarły na mnie zdjęcia. W tych samych ujęciach wykorzystano ciepłe i chłodne barwy, np. pierwszy plan był utrzymany w ciepłej tonacji, a tło - w chłodnej. Tego typu kontrast mnie zadziwił. Wtedy jeszcze nie znałem Janusza. Poznałem go podczas pracy nad projektem dla NBC, w którym byłem producentem. To, co wówczas zrobił, było równie dobre. Zapytałem go, czy nie chciałby popracować nad czarno-białym filmem. Odpowiedział, że w polskiej szkole filmowej mogli pozwolić sobie wyłącznie na takie, więc nimi się zajmował. To był początek małżeństwa stworzonego na filmowym niebie. Od 1993 r. pracujemy razem" – zaznaczył.

Reklama

Pytany o rady dla młodych filmowców, Spielberg nawiązał żartobliwie do jednej ze scen ze swojego najnowszego filmu "Fabelmanowie". "Na pewno nie powiedziałbym: +wynoś się z mojego gabinetu+. To zasadnicza różnica między mną a Johnem Fordem. Przez długi czas byłem przerażony i zawstydzony tym, co mi powiedział. Dopiero dwadzieścia lat później uświadomiłem sobie, że to, co zrobił, było wielkim darem. Nie zaprosił mnie do swojego gabinetu, żebym mu opowiadał, jak bardzo kocham kino i jego filmy. Zamiast tego udzielił mi kilku sensownych rad. Wtedy jeszcze tego nie dostrzegałem, bo miałem szesnaście lat. Ale zawsze będę mu wdzięczny za to, co powiedział mi o horyzoncie" – stwierdził.

Przyszłość niejasna

Laureat Honorowego Złotego Niedźwiedzia przyznał, że sam chciałby wiedzieć, o czym będzie jego następny film. "Ostatnio byłem bardzo zaangażowany w pracę nad dwoma filmami. Pierwszy z nich to West Side Story, adaptacja najlepszego broadwayowskiego musicalu. Drugi, Fabelmanowie, narodził się dość spontanicznie w trakcie postprodukcji +West Side Story+. Zanim musical ujrzał światło dzienne, nakręciliśmy Fabelmanów, więc te dwie formy nakładały się na siebie. Przez natłok pracy nie miałem czasu zastanawiać się, czym zajmę się w następnej kolejności. I teraz siedzę przed wami ze świadomością, że nie wiem, co będę robił. To uczucie przyjemne i okropne jednocześnie. Przyjemne, bo dobrze jest mieć kontrolę nad własnym życiem, dokonywać autonomicznych wyborów. Ale muszę pracować, bo kocham pracować" – podsumował.

Tego wieczoru Spielberg pokazał festiwalowej publiczności film "Fabelmanowie", który na ekrany polskich kin trafił 30 grudnia 2022 r. Film, który ubiega się o siedem Oscarów, opowiada o dzieciństwie reżysera, jego dorastaniu i początkach fascynacji kinem. "Podczas pandemii byłem w domu, z rodziną. Miałem sporo czasu, by złapać oddech. Zacząłem myśleć o tym, jaki film chciałbym zrobić, ale tak naprawdę znałem odpowiedź. Zawsze chciałem przybliżyć historię mojej mamy i taty. Wszystkie filmy, które zrealizowałem, są osobiste. Wiele z nich dotyczyło rodziny, ale żaden nie odzwierciedlał moich doświadczeń w takim stopniu jak ten" – ocenił twórca.

Reklama

Pierwsze kadry "Fabelmanów" ukazują wizytę jego filmowego alter ego, sześcioletniego Sammy’ego (granego przez Gabriela LaBelle’a) w kinie, do którego na początku lat 50. poszedł z rodzicami – tytułowymi Fabelmanami. Niedługo później chłopiec otrzymuje w prezencie kolejkę i korzystając z domowej, amatorskiej kamery, postanawia odtworzyć katastrofę kolejową, którą zobaczył na wielkim ekranie. Od tego momentu kamera staje się jego nieodzownym rekwizytem. Chętnie nagrywa swoich najbliższych i kolegów. Wnikliwym okiem kamery obserwuje psującą się relację swoich rodziców – uzdolnionej muzycznie, neurotycznej Mitzi (Michelle Williams) i dobrotliwego inżyniera Burta (Paul Dano). Chłopiec nie do końca uświadamia sobie rolę, jaką odgrywa w tym przyjaciel rodziny Bennie (Seth Rogen). Jest przekonany, że odpowiedzialność za rozwód ponosi Burt. Może dlatego że zawsze silniejsza więź łączyła go z matką. W filmie pojawiają się także wątki dorastania Sammy’ego wśród ortodoksyjnych Żydów, ukraińskich korzeni jego dziadków, przeprowadzki z Arizony do Kalifornii i brutalnego zetknięcia z antysemityzmem w szkole.

73. festiwal filmowy w Berlinie rozpoczął się w czwartek 16 lutego i potrwa do niedzieli. W konkursie głównym rywalizuje 19 filmów, wśród nich "Disco Boy" Giacomo Abbruzzesego, "Art College 1994" Liu Jana, "Past Lives" Celine Song i "Till The End of the Night" Christopha Hochhauslera. Laureatów poznamy podczas gali zamknięcia festiwalu, która odbędzie się w sobotę w Berlinale Palast. Ostatniego dnia wydarzenia zaplanowano m.in. pokazy nagrodzonych obrazów.

Z Berlina Daria Porycka/PAP