Pod koniec listopada Netflix, jako pierwszy serwis streamingowy w Polsce, ogłosił pilotaż nowego systemu dodatkowych wynagrodzeń dla twórców popularnych lokalnych produkcji. Jest to program bazujący na rozwiązaniach z powodzeniem wdrożonych już w innych krajach europejskich - informowano wówczas.
"Zintensyfikowane działania platformy Netflix, na czele z wizytą w Polsce jej szefa Reeda Hastingsa, stanowią dla mnie powód do niepokoju i nie mogę pozostać wobec nich obojętnym. Zwłaszcza, że zbiegają się w czasie z procedowaniem ważnej dla środowiska filmowego nowelizacji ustawy o prawie autorskim. Zapewnia ona twórcom i aktorom od dawna wyczekiwane tantiemy za wykorzystanie ich dzieł w internecie" - napisał w przesłanym PAP oświadczeniu prezes SFP.
Ocenił, że "próba sabotażu przez streamingowego giganta bardzo dobrych rozwiązań systemowych jest w tym przypadku aż nadto widoczna". "+Pilotażowy+ program nagradzania najlepszych twórców czy zapewnienia o daleko idących finansowych inwestycjach w branżę mogą brzmieć atrakcyjnie. Jednak tego typu porozumienia zawarte przez Netfliksa w innych europejskich krajach sprawiają, że pozostajemy wobec tych rewelacji sceptyczni. Doświadczenia naszych europejskich sąsiadów powinny być dla nas przestrogą przed przepisami pozostawiającymi międzynarodowym korporacjom nadmierną uznaniowość w ich interpretacji" - wskazał Bromski.
Tak jak w Niemczech?
Podał, że "najlepszym przykładem prawdziwych intencji Netfliksa mogą być umowy zawarte przez platformę w Niemczech". "Na mocy tzw. +innowacyjnych i partnerskich+ ustaleń kontraktowych, zawarto porozumienia z niereprezentatywną wobec filmowców organizacją Verdi. Usankcjonowane w ten sposób tantiemy są wypłacane jedynie twórcom niemieckich produkcji oryginalnych Netfliksa. Pozbawieni ich zostają zatem twórcy dzieł, które do serwisu trafiają od innych producentów, a które w równym stopniu przyczyniają się do finansowego sukcesu platformy" - zwrócił uwagę prezes SFP.
Dodał, że "jeszcze większy sprzeciw budzi sposób, w jaki wspomniane tantiemy są obliczane". "Wynagrodzenie płacone jest dopiero po osiągnięciu progu 10 milionów globalnych użytkowników, a warunkiem jego uzyskania jest obejrzenie przez 90 proc. filmu lub sezonu serialu (tzw. +completers+). Są to kryteria nadzwyczaj wyśrubowane. Zwłaszcza jeśli zestawi się je ze sposobem mierzenia oglądalności produkcji na rzecz swojej komunikacji – wówczas pełnoprawnym widzem zostaje osoba, która obejrzała zaledwie 2 minuty danej produkcji! Oburzająca jest również klauzula, zgodnie z którą w przypadku wprowadzenia w niemieckim prawie niezbywalnego wynagrodzenia ustawowego, Netflix może całkowicie wycofać się ze swojego porozumienia" - napisał w oświadczeniu Bromski.
Zwrócił uwagę, że "amerykański koncern odmówił w Niemczech jakichkolwiek negocjacji ze stowarzyszeniami zrzeszającymi twórców". "Świadomie wybrał też na partnera organizację niereprezentatywną, niemającą wiedzy ani narzędzi, by należycie walczyć o prawa filmowców. Wcześniej zerwał prowadzone przez ponad dwa lata negocjacje z tamtejszym Stowarzyszeniem Reżyserów. Rozgoryczeni niemieccy twórcy obecne ustalenia nazywają +najgorszymi w całej Europie+. Czy takiej przyszłości chcemy dla naszych filmowców? Filmowców, którzy regularnie tworzą bijące rekordy popularności produkcje doceniane na całym świecie? Filmowców, którzy istotnie przyczyniają się do finansowej potęgi amerykańskiego giganta?" - zastanawia się prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
Duńskie problemy
Jak podał, "w Danii cyfrowy gigant uciekł się nawet do szantażu". "W odpowiedzi na nowy regulamin wynagradzania, uzgodniony między duńskimi stowarzyszeniami twórczymi i producentami, zagroził wstrzymaniem wszelkich lokalnych produkcji" - czytamy.
"Wizyta przedstawiciela Netfliksa w Polsce obfitowała w obietnice imponujących inwestycji w produkcje filmowe i serialowe w naszym kraju. Nie wolno nam jednak zapominać, że tego typu gesty nie są działalnością dobroczynną. To nie prezenty dla polskiej branży filmowej, a zwykła biznesowa strategia. Inwestycje mają przynieść zyski przede wszystkim samej platformie" - podkreślił.
Wskazał, że "do naszego rządu należy decyzja czy w tych zyskach udział będą mieć polscy twórcy czy pozostaną one jedynie w rękach amerykańskiej korporacji".
"Jedyną gwarancją sprawiedliwego podziału jest zapewnienie odpowiedniego, proporcjonalnego i niezrzekalnego wynagrodzenia za eksploatację filmów w internecie na poziomie ustawowym. Na jego wdrożenie czekają z niecierpliwością reżyserzy, scenarzyści, aktorzy i całe środowisko filmowe" - przypomniał.