Około południa przy barierkach przed Grand Lumiere i Debussy nie było ciągnących się tu zazwyczaj długich kolejek dziennikarzy. To efekt kontrowersyjnego zarządzenia organizatorów. Pokazy prasowe w tym roku będą się odbywały albo w tym samym momencie co premiery (jeśli ta zaplanowana jest na godz. 19), albo następnego dnia rano, w przypadku gdy pokaz premierowy odbywać się będzie o godz. 22.00. W oczy rzucają się tylko potężne fasady Lumiere i Debussy z utrzymanym w pastelowych, a więc już nie krzykliwych, kolorach plakacie nawiązującym do sceny pocałunku Jean Paula Belmondo i Anny Kariny w „Szalonym Piotrusiu” Jean Luca Godarda.

Reklama
PAP/EPA / SEBASTIEN NOGIER

Otwierający Cannes filmEverybody KnowsAsghara Farhadiego poprzedzony czerwonym dywanem rozpocznie się po godz. 20, a dziennikarze obejrzą to dzieło dopiero o tej samej porze dziś wieczorem. Do tej pory mieli możliwość udziału w pokazach prasowych, które tego dnia odbywały się w godzinach rannych i południowych, a więc przed wielką i oficjalną inauguracją wieczorną. Dzięki temu pierwsze recenzje, zwłaszcza internetowe, pojawiały się w mediach przed Galą Otwarcia. Jeśli nie były przychylne, psuły nastroje gwiazdom i ekipom filmowym, odzierając pokaz z tajemnicy i niespodzianki.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

- Wreszcie idąc na premierę, będziemy wiedzieli tylko tyle, ile zechce wcześniej zdradzić dystrybutor – wyjaśnił Thierry Fremaux, dyrektor festiwalu w Cannes. - Suspens w pełnym tego słowa znaczeniu.

Te zasady uderzają jednak w pracę dziennikarzy i odbierają opinii publicznej możliwość jak najszybszego dostępu do informacji. Większość stowarzyszeń prasowych, z FIPRESCI na czele, wystosowało do organizatorów festiwalu listy protestacyjne, ale jak widać, nie odniosły one żadnego skutku. Na nadzwyczajnej i zwołanej wczoraj konferencji prasowej Thierry Fremaux został lekko wybuczany, a kiedy tłumaczył, że nowe regulacje nie są wymierzone w dziennikarzy, sala zareagowała nerwowym śmiechem.

Zakaz robienia selfie

Niewielka to pociecha, że ograniczenia dotkną także samych gwiazd. Twórcy filmowi, którzy dziś wieczorem pojawią się na czerwonym dywanie, a dotyczyć to będzie m.in. Penelope Cruz, Javiera Bardema i Asghara Farhadiego, nie będą mogli robić sobie… selfie. Zdaniem Thierry'ego Fremaux, trywializowałoby to całe wydarzenie i dodatkowo spowalniało ruch na czerwonym dywanie. Akurat w przypadku aktorek czy innych celebrytek pozujących fotoreporterom ich zazwyczaj mocno skąpe lub prześwitujące kreacje nie zostawiają wiele miejsca na telefony komórkowe. Ten zakaz nie jest więc tak bolesny, jak ograniczenia wprowadzone dla dziennikarzy.

To jednak nie koniec zmian. W tegorocznym konkursie nie wystartują filmy Netflixa. Rok temu wielkie kontrowersje wzbudziły nominacje do Złotej Palmy dla dwóch filmów netflixowych „Okja” i „Opowieści o rodzinie Meyerowitz”, dzieląc widzów, dziennikarzy, filmowców (Tilda Swinton vs Pedro Almodovar) i branżę na zagorzałych zwolenników i przeciwników. Zgodnie z nowymi zarządzeniami organizatorów festiwalu w konkursie nie mogą startować filmy, które nie będą dystrybuowane w kinach francuskich. Prawo we Francji wskazuje, że film nie może trafić na serwisy streamingowe wcześniej, niż 36 miesięcy od premiery kinowej.

Wprawdzie to ograniczenie dotyczy jedynie konkursu i nie ma zakazu pokazywania netflixowych produkcji w innych sekcjach, ale nie daje to możliwości ubiegania się o statuetki. Organizatorzy festiwalu zdają sobie sprawę, że muszą brać pod uwagę istnienie na rynku nowych, potężnych graczy, takich jak właśnie Netflix, Amazon a wkrótce Apple. Nie zrezygnują jednak z obrony wizerunku festiwalu ryzykującego, stawiającego wyzwania i broniącego interesów kiniarzy. Niestety stracą na tym uczestnicy festiwalu, bo Netflix w ramach protestu w ogóle nie pokaże w Cannes m.in. wyczekiwanych i ciekawie się zapowiadających produkcji, jak „RomyAlfonso Cuarona, „NorwayPaula Greengrassa czy „Hold the DarkJeremy’ego Saulniera, nie wspominając o dwóch filmach związanych z Orsonem Wellesem. Pierwszy to poświęcony mu dokument „They‘ll Love Me When I’m Dead”. Jednak zwłaszcza na drugi mogliby sobie ostrzyc żeby kinomani - film „The Other Side of the Wind” to ostatnie dzieło Mistrza, dokończone po jego śmierci.

Nie ma Netflixa - nie ma gwiazd

Nie chciałabym demonizować, ale nie bez związku z tym konfliktem interesów jest wyjątkowo dotkliwa w tym roku nieobecność kina zza oceanu i jego gwiazd, wielkich amerykańskich nazwisk. Trzeba będzie obejść się smakiem na myśl o nowych produkcjach Terrence’a Malicka, Harmony Korine’a, Briana De Palmy, nie wspominając o co najmniej kilku nieamerykańskich, które są na Croisette mocno i aż do ostatniej chwili wyczekiwane, jak „High LifeClaire Denis z Agatą Buzek w obsadzie i „LoroPaola Sorrentino z kolejnym polskim akcentem w postaci Kasi Smutniak. Sam program tegorocznego Cannes wyraźnie preferuje kino europejskie i azjatyckie.

W tej sytuacji są jednak także i plusy. Nigdy wcześniej na tak dużą skalę Cannes nie otworzyło się na nowe, młode nazwiska, zaprzeczając oskarżeniom o podtrzymywanie, zwłaszcza w konkursie, elitarnego i niedopuszczającego nikogo z zewnątrz klubu pierwszoligowych nazwisk światowego kina. W tym roku w konkursie o Złotą Palmę po raz pierwszy startuje aż ośmiu filmowców. Obok tego, za którego najmocniej trzymamy kciuki, a więc Pawła Pawlikowskiego i jego „Zimnej wojny” (pierwszy od czasów „Pianisty” Polańskiego, a więc od 16 lat film polski w konkursie), wśród „debiutantów” pojawia się także Eva Husson, Nadine Labaki, Kirył Serebrennikow i Jafar Panahi (dwaj ostatni znajdują się w areszcie domowym na Ukrainie i w Iranie, a więc ich obecność w Cannes stoi pod znakiem zapytania), David Robert Mitchel, Ryusuke Hamagucchi i Abu Bakar Shawki. Weteranów i stałych bywalców konkursu reprezentować będą m.in.: Jean Luc Godard (rekordzista już po raz ósmy) Jia Zhang-ke i Hirokazu Kore-eda (dla obu to będzie ich piąty raz) oraz Matteo Garrone, Lee Chang-Dong, Asghar Farhadi, Nuri Bilge Ceylan, Terry Gilliam, o ile znajdzie się ostatecznie w programie.

Polskie "La La Land"?

Czy „Zimna wojna” ma szanse w tym towarzystwie? Trzeba będzie poczekać na werdykt do 19 maja. Tym razem Pawlikowski opowie miłosną historię rozgrywającą się na tle socjalistycznej rzeczywistości w Polsce lat 50. i 60. To ma być 12 lat z życia kobiety i mężczyzny. W rolach głównych Joanna Kulig i Tomasz Kot. Już dziś mówi się w kuluarach, że to będzie polskie „La, la land”, ale jeszcze lepsze. Kiedy wczoraj rozmawiałam z Charlsem MacDonaldem, którego agencja reprezentuje w Cannes nasz film i organizuje spotkania dla zagranicznych dziennikarzy, był bardzo entuzjastycznie nastawiony. Zresztą - z kim nie rozmawiałam, każdy jest zaciekawiony i liczy na niespodziankę.

- Czujemy pewnego rodzaju presję po sukcesie „Idy”. To jest trochę tak, jak z dobrym filmem debiutanta. Wszyscy czekają na kolejny, by przekonać się, że tamten nie był przypadkiem. Muszę jednak szczerze powiedzieć, że jestem spokojna o efekt końcowy. Mam wrażenie, że to będzie bardzo udany film - powiedziała Ewa Puszczyńska, producentka z Opus Film. - Sukces „Idy” dał Pawłowi Pawlikowskiemu odwagę robienia filmów o tym, co mu leży na sercu.

- Mocniej uwierzyłem w to, że warto iść za tym, co podpowiada intuicja. Robię taki film, jaki sam chciałbym oglądać - zapewnił reżyser.

Cate Blanchett, przewodnicząca tegorocznego Jury, zachwyciła się „Idą” - mamy więc nadzieję, że łaskawym okiem spojrzy także na „Zimną wojnę”, choć nasz film ma poważnych konkurentów.

Sama jestem bardzo ciekawa choćby nowego filmu Asghara FarhadiegoEverybody Knows”, który otworzy dziś Cannes. Autor „Rozstania” i „Klienta” w swoim nowym filmie opowiada historię Laury (Penelope Cruz), która wyrusza wraz z rodziną w podróż z Buenos Aires do rodzinnej wioski w Hiszpanii. Cała ta wyprawa zostanie jednak zakłócona przez wydarzenia, które na zawsze zmienią życie bohaterów filmu. Irańczyk już w „Kliencie” udowodnił, że potrafi realizować kino nie irańskie ale uniwersalne, światowe, o społeczeństwie głęboko podzielonym, w którym ścierają się kompletnie nieprzystające do siebie wartości: liberalne i fundamentalistyczne, a to już zjawisko bliskie ludziom pod każdą szerokością geograficzną. Będzie to drugi po „Złym wychowaniuPedro Almodovara film hiszpańskojęzyczny, który otworzy festiwal w Cannes.

Cate Blanchett będzie 12 kobietą, która przewodniczy jury. Wcześniej tę funkcje sprawowały m.in. Jane Campion, Isabelle Huppert, Liv Ullman, Jeanne Moreau. Tegoroczne Jury, i to jest nowość, w większości (stosunkiem 5 na 4) będzie się składało z kobiet. Do składu żeńskiego dołączyły Kristen Stewart, Lea Seydoux, Ava DuVernay, Khadja Nin. Na spotkaniu z dziennikarzami Cate powiedziała:

- Czuję się zaszczycona tym przywilejem i odpowiedzialnością. Ten festiwal odgrywa kluczową rolę w jednoczeniu świata wokół opowieści - tego dziwnego i podstawowego dążenia, które podzielają, rozumieją i którego pragną wszyscy ludzie.

Reklama
PAP/EPA / SEBASTIEN NOGIER

Wybór Cate, oprócz jej niekwestionowanego profesjonalizmu, wydaje się rodzajem zadośćuczynienia Cannes wobec powtarzanych w ubiegłych latach zarzutów o seksizm. W 2012 roku w konkursie głównym nie znalazł się żaden film reżyserowany przez kobietę. Wzburzenie towarzyszyło także zakazowi wstępu na czerwony dywan dla kobiet, które na tę okoliczność zrezygnowały ze… szpilek. Tymczasem Blanchett jest jedną z założycielek ruchu Time’s Up. To inicjatywa mająca przeciwdziałać przemocy seksualnej. Aktorka była także jedną z pierwszych kobiet, które wystąpiły przeciwko Harveyowi Weinsteinowi. W tym roku o statuetkę zawalczą trzy kobiety przeciw 18 męskim rywalom: Nadine Labaki, Alice Rohrwacher i Eva Husson. Zapowiada się zacięta rywalizacja i ciekawy festiwal wielkich zmian.