W wieku 18 lat uciekł z domu. Zerwał wszystkie kontakty z rodziną, by zasłynąć jako przedwojenny i najlepiej opłacany reżyser filmowy, który odkrył talent m.in. Adolfa Dymszy i Eugeniusza Bodo oraz wyreżyserował żydowskiego „Dybuka” .W czasie wojny przeszedł szlak bojowy żołnierzy generała Andersa, który udokumentował swoja kamera. Wylądował we Włoszech. Zajął się produkcja kina włoskiego i hollywoodzkiego Ma na swoim koncie filmy z Sofią Loren i Claudią Cardinale. Ożenił się z włoską hrabiną, po której odziedziczył zamek w Rzymie, ogromną fortunę i arystokratyczny tytuł. Ten zmarły w Madrycie w 1964 roku, a niemal nieznany w Polsce reżyser i producent, powiedział o sobie, że dobrze mu z tym, że sam nie wie, kim jest

Reklama

Polsko-niemiecka koprodukcja, dokument Elwiry Niewiery i i Piotra Rosołowskiego "Książę i dybuk" stara się rzucić światło na tajemnicę Waszyńskiego, który w życiu często zmieniał swoją tożsamość i pisał od nowa własną biografię. Ludzie, którzy mieli okazję się z nim zetknąć, zapamiętali go jako dystyngowanego arystokratę, notorycznego kłamcę, Żyda - wiecznego tułacza oraz homoseksualistę i męża włoskiej hrabiny w jednej osobie.

Film nie rozwiązuje wszystkich zagadek ale też nie o to chodzi. To nie jest tradycyjna biografia ale dokument kreacyjny, eksperymentalny, właśnie przez swoją fragmentaryczność, niezwykle zdjęcia, niejednoznaczność, nielinearność uwypuklający skomplikowaną osobowość Waszyńskiego. Research, jakiego dokonali reżyserzy zasługuje na najwyższe uznanie. Warto dodać, że duet Niewiera - Rosołowski ma już na swoim koncie słynny i nagradzany na wielu festiwalach "Efekt domina" a "Książę i dybuk" będzie można obejrzeć w Polsce na festiwalu Millenium Doc Aganist Gravity już w maju przyszłego roku.

Sala Volpi, w której odbył się pierwszy pokaz filmu w sekcji Venice Classics była pełna. Choć to w tym roku jedyny niestety polski film na Lido. Trzeba jednak pamiętać, że bardzo mocno byliśmy reprezentowani na wcześniejszych festiwalach w Berlinie i Karlowycyh Warach, a Wenecja nigdy nie była jakoś specjalnie propolska, choć dotychczasowe pojedyncze pokazy polskiego kina w postaci obrazów Skolimowskiego, Kolskiego, Jakimowskiego, Rosy czy Dawida, że nie wspomnę o sukcesie Kuby Czekaja na Biennale College dwa lata temu, zawsze mogły liczy na życzliwa publiczność na Lido.

Reklama

Ten obraz skromnej polskiej obecności w tym roku w Wenecji nie byłby jednak całkiem pełny gdybym nie wspomniała o koprodukcji islandzko- duńsko-polskiej ” W cieniu drzewa” w reżyserii Hafsteinna Gunnara Sigurðssona w sekcji Orrizonti. Zdjęcia zrealizowała Monika Lenczewska, która znalazła się w dziesiątce wartych obserwowania operatorów filmowych wyróżnionych przez prestiżowy magazyn branżowy "Variety”. Jednym z koproducentów jest polska firma Mandants, reprezentowana przez Klaudię Śmieję ( uczestniczka prestiżowego programu Producers in the Move” w Cannes) i Beatę Rzeźniczak. Światowym agentem sprzedaży tego filmu jest New Europe Film , kierowany przez Jana Naszewskiego.

To tragikomiczna historia rodzinna, która zgłębia różne zagadnienia wspólnego życia. Główny bohater, Atli, jest oskarżony o zdradę, wyrzucony z własnego domu i zmuszony wprowadzić się do rodziców. Była narzeczona, matka jego dziecka, całkowicie odcina go od siebie i skutecznie uniemożliwia mu kontakt z czteroletnią córeczką. W tym samym czasie, powraca dawny spór między rodzicami Atli’ego, a ich sąsiadami. Konflikt z dnia na dzień eskaluje. Kłótnia dotyczy starego, pięknego drzewa, które stoi w ogrodzie rodziców i rzuca cień na taras sąsiadów.

Kiedy nie potrafimy dogadać się w najprostszych, całkiem niewinnych sprawach to narastające latami drobne konflikty mogą przeistoczyć się w lawinę przemocy, której nic już nie powstrzyma - powiedział mi podczas rozmowy Sigursson. To bardzo aktualny temat na nasze czasy, konflikty i podziały. Musimy zacząć ze sobą rozmawiać i próbować się porozumieć, wykazać minimum empatii, bo inaczej się pozagryzamy. I w tym sensie to jest historia uniwersalna, która mogłaby wydarzyć się wszędzie.

Reklama

Świetnie z tym filmem rezonuje "The Insult”, libańskiego reżysera Ziada Douriego. Jeden z moich kandydatów do Złotego Lwa ale nie mam złudzeń, ze mój entuzjazm podzieli tegoroczne jury pod kierunkiem Anette Bening. To prosta opowieść o dwóch mężczyznach. Jeden jest Palestyńczykiem, emigrantem, drugi katolickim Libańczykiem. Źle zamontowana rynna i obraźliwa odzywka palestyńskiego montera wywołuje spiralę niechęci i agresji. Problem który zapewne przeszedł by bez echa gdzie indziej, w straumatyzowanym wojnami społeczeństwie libańskim urasta do nadnaturalnych rozmiarów i prowadzi niemal do kolejnej wojny domowej. Jednak pojawia się w tym filmie nadzieja. Końcowa scena, w której obaj protagoniści już nie skaczą sobie do gardeł ale patrzą w oczy a na ich twarzach pojawia się lekki uśmiech jest może happy endem umiarkowanym ale przełomowym. Oni już wiedzą, że w tym konflikcie nie ma ani wygranych ani przegranych.

Festiwal dobiera końca. W sobotę wieczorem poznamy laureatów, ale dziennikarze włoscy i międzynarodowi już teraz prześcigają się w rankingach. Według magazynu CIAK na prowadzenie wybijają się "Three Bilboards Outside Ebbing, Missouri" w reż. Martina McDonagh ale po piętach depczą im "The Shape of Water" Giullermo del Toro ( o obu filmach pisałam wcześniej) oraz, co ciekawe, niemal 3 godzinny dokument nestora tego gatunku Frederika Wisemana pt.: Ex Libris-The New York Public Library”.

Wydawałoby się dzieło kompletnie nie przystające do formuły konkursu głównego. A jednak cenione jest bardzo wysoko przez krytyków, choć już nie przez publiczność.. Film jest bardzo rzetelnym studium tego, czym jest nowoczesna biblioteka w wielkim mieście, jakie funkcje pełni i jaką ma misję. Chodzi o New York Public Library. O miejsce i przestrzeń które kształtuje nasze myślenie i to kim jesteśmy, jak postrzegamy świat. Dziś w dobie powszechnego narzekania, na niski poziom edukacji społeczeństw,” odmóżdżenie” odbiorców zglobalizowanej kultury masowej, nadzieje na zmianę takiego stanu rzeczy poprzez wielopokoleniowe uczenie, odświeżony kontakt z literatura i sztuka daje uczestnictwo w aktywności biblioteki.

W rankingach dziennikarzy i w kuluarach w kontekście szansy na nagrody wymienia się także m.in. takie tytuły jak "Lean on Pete" w rez. Andrew Haigha , przejmującą opowieść o przyspieszonym dojrzewaniu i samotności nastolatka, który po śmierci ojca i braku matki jedynego przyjaciela znajduje w koniu wyścigowym, którym się opiekuje. Dobre opinie zbiera także "Foxtrot" Samuela Maoza, który dotyka tematu straty syna żołnierza i mówi o traumie ale i o przypadku, który zmienia raz na zawsze życie zamożnej izraelskiej rodziny. Film ten łączy w sobie różne stylistyki i bogatą symbolikę, trącąc czasem manieryzmem ale niewątpliwie Maoz szuka w ten sposób swojego języka filmowego.

Na Lido podobał się również najnowszy film Warwicka Throntona pt. "Sweet Country”, w którym w westernowym stylu powraca on do tematu rasizmu i niesprawiedliwości wobec Aborygenów, rdzennych mieszkańców Australii oraz nowy Koreda Hirokazu „The Third Murder”, w którym to obrazie Japończyk pozostaje wierny tezie, ze nic w życiu nie jest pewne. Tym razem dowodzi tego na przykładzie mężczyzny, który przyznaje się do zamordowania swojego szefa. W miarę jednak postępów śledztwa i procesu, to co początkowo oczywiste, nie jest takie, jak się wydaje.

Jeśli chodzi o nagrody aktorskie kobiece to obstawia się wspomniane już wcześniej Frances McDormand w "Three bilboards…” oraz Helen Mirren w "Leisure Seeker". Ja bym dodała do tych faworytek zdecydowanie Charlotte Rampling, która w filmie "Hannah" w reż. Andri Pallaoro nie gra ale jest. Dzięki temu, że prawie cały czas milczy, a o niej i o jej najbliższych wiemy niewiele aktorka ta maksymalnie wykorzystuje swoje nadzwyczajne zdolności wyrażania najsubtelniejszych stanów ducha i emocji sama tylko twarzą, spojrzeniem, gestem, ruchem ciała.

W przypadku Coppa Volpi dla najlepszego aktora typowałabym Donalda Sutherlanda z "Leisure Seeker", wyśmienitych Woody Harelsona i Sama Rockwella z "Three Bilboards… oraz grającego nastolatka w "Lean on Pete" Charleya Thompsona. Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby ostatecznie te rankingi się nie sprawdziły albo nie do końca potwierdziły.

O tym komu przypadnie Zloty Lew Wenecki i aktorskie Coppa Volpi raz inne nagrody, przekonamy się już dzisiaj wieczorem.