Obraz "Ostatnia rodzina" wszedł w piątek, 30 września na ekrany kin w całej Polsce, ale był wyświetlany na licznych pokazach przedpremierowych. Obraz zdobył nagrody podczas festiwali w Gdyni (w tym Złote Lwy) i Locarno. Zbiera też niezwykle przychylne recenzje. Jednocześnie pojawiły się też pierwsze głosy o przerysowanie niektórych cech charakteru Tomasza Beksińskiego i pojawienie się scen, które nie były udokumentowane w źródłach, które służyły za podstawę do stworzenia scenariusza przez Roberta Bolesto.

Reklama

- To film, który mówi o różnych aspektach życia rodziny, nie Zdzisława, nie Tomasza i nie Zofii, ale rodziny. Nie jest reportażem, nie jest dokumentem. Ja go takim, jako film fabularny, akceptuję – mówi w rozmowie z nami Wiesław Banach. - Staram się słuchać różnych wypowiedzi i słyszę, że ci, którzy byli bardzo blisko rodziny nie mogą do końca tego filmu zaakceptować. Też byłem blisko rodziny, ale staram się zdawać sobie sprawę z natury dzieła filmowego. Gdyby chcieć zrealizować film ukazujący cała historię rodziny Beksińskich, pokazujący wszystkie ich gesty, wszystkie ich słowa to musiałby powstać nie film fabularny, ale nie wiadomo jak długi serial. Film fabularny rządzi się swoimi prawami i ja to akceptuję – podkreśla dyrektor sanockiego muzeum.

PAP Archiwalny

- Zadaniem twórcy było nie odtwarzanie wszystkich wydarzeń, ale odtworzenie dramatu, który dział się we wnętrzach bohaterów – opowiada Wiesław Banach.

Wokół obrazu pojawiły się pierwsze kontrowersje. Na pokazie przedpremierowym w kinie Atlantic, połączonym z dyskusją z twórcami filmu, doszło do ostrej wymiany zdań – jedna z osób oglądających zarzuciła, że scena demolowania przez Tomasza Beksińskiego kuchni jest nieprawdziwa i nieudokumentowana. – To może być prawda bo ja takiej sceny też nie znam, ale są dokumenty, które przedstawiają Tomka nie takiego jakiego znamy z pracy, z mediów, ale jako osobę bardzo wybuchową, która bardzo ekspresyjnie prezentowała swoje uczucia. Tak wynika m.in. z dzienników Zdzisława Beksińskiego. Tomek był osobą, która miała ogromną niemożność do przystosowania się do tego świata – a swą emocjonalność wyrażał przy rodzinie, a nie przy osobach, które znały go z pracy.

Reklama

Na podobne okoliczności zwracała w rozmowie z dziennikiem.pl Aleksandra Konieczna, filmowa Zofia Beksińska. – W materiałach źródłowych były sceny o wiele bardziej drastyczne, niż ta w której Tomek demoluje kuchnię – powiedziała aktorka.

Dyrektor Muzeum Historycznego w Sanoku bardzo chwalił przemianę Dawida Ogrodnika. - Na początku filmu widać było przede wszystkim jego ogromną pracę w wejście w postać, w sposób poruszania się i mówienia. Potem, w drugiej części filmu Dawid pokazuje też wnętrze Tomka.

Podkreślał też, że nagrody dla Aleksandry Koniecznej oraz Andrzeja Seweryna za role Zofii oraz Zdzisława Beksińskich są jak najbardziej zasłużone.

Wiesław Banach pomagał w realizacji filmu. Aktorzy, reżyser i autor scenariusza mówili wprost, że niejednokrotnie rozmawiali ze słynnym sanoczaninem. W napisach końcowych Banach wymieniany jest jako konsultant historyczny. Zapytany jak się osobiście czuł w roli "specjalisty od swych przyjaciół" odpowiada bez ogródek. – Fatalnie! Jednak robiłem wszystko, by wszystkim w filmie pomóc zrealizować obraz. Nie miałem prawa do ingerowania w pracę reżysera, scenarzysty, aktorów bo to nie było moje dzieło. Ale mogę powiedzieć, że oglądając film czułem się, jakby ktoś podarował mi możliwość jeszcze jednego spotkania z rodziną Beksińskich. Spotkania nie do końca obiektywnego i zgodnego z moim własnym wspomnieniem, ale bardzo mi bliskiego.