MARCIN CICHOŃSKI: No niech się pan przyzna: to pan jest Adamem Formanem, czyli tajemniczym autorem książki "Sługi boże"?

BARTŁOMIEJ TOPA *: Nie, nie ja (śmiech). Nie mogę powiedzieć, kto nim jest, ale myślę, że tajemnica niedługo zostanie wyjawiona.

Reklama

W którym momencie podjął pan decyzje o tym, że zostanie komisarzem Warskim?

Po przeczytaniu scenariusza – dla mnie to jest główne tworzywo. A proszę zauważyć, że książka ukazała się niedawno i była pisana równolegle z montażem filmu. Przeczytałem scenariusz, rozmawiałem z reżyserem, Mariuszem Gawrysiem i uznałem, że to film, który mnie interesuje, dotyka kina środka, gatunkowego – kryminału w tym przypadku. Jest tu ludzki bohater, nawet bardzo ludzki, poruszane są ważne tematy. Pojawia się tajemnicza śmierć i rutynowe śledztwo. Warski wykonuje swoją pracę, ale okazuje się, że za śmiercią stoją znacznie poważniejsze zagadnienia. Tajemnica poszerza swoje kręgi – dotyka gdzieś nawet źródła komuny i naszych trudnych momentów w historii.

Reklama

Jest pan człowiekiem, który docieka, poszukuje, lubi docierać do nieznanych faktów, zahaczać o spiskowe teorie dziejów czy wręcz przeciwnie, twardo stąpa po Ziemi i przyjmuje tylko to, co udowodnione?

Dużo informacji w jednym pytaniu.. (śmiech). Bo co to znaczy twardo stąpać po Ziemi? Chodzę, pracuję, mam swoją rodzinę, mieszkam, jestem. Biegam, serce mi bije, oddycham, korzystam z wszystkich pięciu zmysłów, które pozwalają mi na przetwarzanie rzeczywistości i tak – chodzę twardo po Ziemi. Natomiast ten bunt wewnętrzny, któremu daje czasem wyraz w wywiadach, czy w filmach - poprzez moje postaci – jest częścią moich pytań dotyczących świata i mojej niezgody na systemowość.
Wracając z Wrocławia z premiery filmu, rozmawiałem z Julią Kijowską, filmową Aną, na temat... jedzenia. Tak często szukamy różnych diet, tego jak się żywić, co jeść, gdzie jeść. A kiedyś szedł pan do lasu, upolował pan zwierzynę. Jadł ją pan tydzień albo i dłużej. Jeśli po tym czasie zostawała, to zakopywał ją pan do ziemi, po to, by się nie psuła. Zbierał pan jagody i pił wodę ze strumyka. A dziś idzie pan do sklepu i tak naprawdę nie wie, co pan je, co wprowadza w siebie.
No ale powróćmy do tematu…

Tak jest. Przeczytałem, ze długo uciekał pan od wizerunku ukształtowanego przez "Złotopolskich"… I rzeczywiście. Ostatnio jest pan mundurowym, facetem z gnatem. Komisarz Warski to logiczna kontynuacja, a przy okazji: on w kreowaniu nowego wizerunku Bartłomieja Topy pomaga. Bo to wizerunek bardziej wpatrzony w stronę Bondów czy Bourne’ów…

Reklama

I tak, i nie. Z jednej strony Warski jest facetem z gnatem, dotyka mocnej, trudnej, gangsterskiej rzeczywistości, która wymaga radykalnych rozwiązań. Z drugiej strony to mężczyzna wrażliwy, który poplątane życie, które w sobie ma, próbuje uporządkować. I tak jak wszyscy ludzie, nie tylko komisarze, szuka miłości, szuka wolności – bardzo ich pragnie i w związku z tym otwiera się na związek z kobietą – jedną, drugą, trzecią, piąta… I ta jego wrażliwość na drugim biegunie tworzy dosyć skomplikowaną postać. Bo z jednej strony mamy gun’a, narzędzie śmierci, a z drugiej strony mamy miłość i narzędzie prokreacji.
Drugi aspekt jest taki, że nasz rynek medialny, filmowy jest dość ograniczony. W związku z tym pojawiają się propozycje, które gdzieś na tej mojej drodze czy ścieżce kariery dają mi nowe możliwości. I pewnie bym skłamał, gdybym powiedział, że odrzucam wszystko i wybieram tylko to, co mi pasuje i tak fantastycznie sam kreuję swoją karierę.

To świadczyłoby o niezwykłej głębokości polskiego rynku.

(śmiech)… no tak. Natomiast biorę to, co się pojawia i znajduję w tym część siebie i jakąś kreację, która może też coś wnieść. Zarówno do mojego życia, jak i do życia widza. Czy to przez śmiech, czy to przez płacz, czy to przez zastanowienie.

Komisarz Warski a także postać prezesa Adama Svenssona w serialu "Druga szansa" to pokazanie pana z innej strony. Panie Bartłomieju, pan się robi na amanta…

Czyżby?

Tak to wygląda. Naga Małgorzata Foremniak wyczynia z panem różne ciekawe rzeczy w łóżku, a w TVN mamy wymiany wymownych spojrzeń z Małgorzatą Kożuchowską w "Drugiej szansie".

Nie jest moim celem kreowanie w rolach filmowych i telewizyjnych Bartka Topy jako amanta, ale to jest część mojej roboty. Mam pięćdziesiąt lat…

Gdzie tam, czterdzieści dziewięć i pół…

(śmiech)… Mam trochę siwe włosy... Jest taki rodzaj naszego postrzegania tego wieku. Mówię o męskości, ale i kobietach, które gdzieś widzą w takim facecie oparcie, siłę i doświadczenie, zasobny portfel i stabilizację. I myślę, że te moje postaci gdzieś takie oczekiwania spełniają. Dostałem propozycję zagrania prezesa telewizji, parę miesięcy temu…

I tu kolejny atrybut męskości – władza – się ujawnia.

Nie mogę za dużo powiedzieć, ale prezes Svensson jeszcze władzę zacznie wykorzystywać w różny sposób, jeszcze rozwinie skrzydła.

Z filmu bardzo mocno wybija się Ana Wittesch, czyli Julia Kijowska. Wygląda na to, że bardzo dobrze wam się pracuje na planie.

Julia Kijowska jest aktorką totalną. Jest niezwykle świadoma swojej osoby, swoich możliwości, talentu. Doskonale się nam rozmawia, ale i doskonale się nam gra. Nasze emocje ze sobą rezonują - to czysta przyjemność. Julka bardzo poważnie traktuje to, co robi – bardzo podobnie jest ze mną. Zgadzam się – Julia jest bardzo silnym punktem tego filmu.
Byliśmy zgrani, bo to nie są pierwsze projekty, w których razem pracujemy – graliśmy razem też w "Drogówce". Tu, w "Sługach bożych" było szorstkie spotkanie, bo już ze scenariusza wynika, że nasze relacje nie są łatwe. I – dodam od razu, że ja to lubię - pojawiały się prowokacje. Oto znamy we dwoje doskonale scenariusz i próbujemy się gdzieś ukokosić na naszych pozycjach. Zarówno Warski to robi, jak i Ana, która przyjechała gdzieś z zewnątrz, jako jakaś tam laska z Niemiec i wpieprza się w moją robotę. Dawałem temu wyraz już na planie.
Wie pan – ciężko tak zrobić, że wchodzimy na plan, uśmiechamy się do siebie, a potem gramy sceny, które w delikatny sposób muszą pokazać, że jednak antagonizujemy. Ja mam tak, że jak wchodzę na plan to prowokuję takie sytuacje od razu. I nawet jeśli ktoś ma powiedzieć "kurde, jaki nadąsany", to ja i tak prowokuję. Ktoś powie, że mam focha – kompletnie mnie to nie interesuje, bo wiem, że za chwilę włączy się kamera, jest akcja i gdzieś ten potencjał krótkotrwały wykorzystam. Są aktorzy, którzy kompletnie ignorują swych partnerów, jeżeli tak trzeba w filmie i wchodzą w rolę znacznie wcześniej, ubierają się, nawet siedzą tak jak swoi bohaterowie. Każdy ma swą strategię, żeby się spotkać z partnerem na planie, żeby uruchomić siebie w tej relacji.

Trwa ładowanie wpisu

Żyjemy w czasach, w których konflikty i napięcia rodzą się często z niczego. Takiemu kinu, takiej opowieści jak w "Sługach bożych" łatwo nadać etykietkę antyklerykalizmu… Jak pan na to zareaguje – śmiechem czy obroną?

Służby specjalne, Watykan, kościół – są zawsze obecne w mediach. Ale w taki sposób kompleksowy nie były jeszcze wykorzystane. Oczywiście pojawiały się przez filmy Patryka Vegi, czy Władka Pasikowskiego wcześniej jeszcze. Ale tu jest nowy rodzaj otwarcia.
Co do antyklerykalizmu, to taki jest temat. Zagraliśmy w tym filmie i nie mam wątpliwości, że gdzieś będzie on żywy. I niech będzie, bo sprawy, które są poruszane w filmie są też realnymi problemami tych instytucji. Nie będę się odżegnywał, że to nas nie dotyczy albo przyklaskiwał temu. Odpowiednie przestrzenie władz może to zainspiruje do jakichś działań. Oby!

Użył pan sformułowań "kino środka" i "kino gatunkowe". Polacy, by to dobrze przyjąć, musieliby umieć podchodzić do kina z dystansem, jak do rozrywki. Jesteśmy już tak wyluzowani, czy cały czas podchodzimy sjerjozno, zbyt poważnie, na każdym kroku oczekując wielkiego artyzmu?

Nie chcę mówić o obawach, bo widz oceni i zweryfikuje to, jaki jest film. Natomiast to jest forma, w której uważny widz znajdzie rozrywkę. Jestem o tym przekonany.
Rzeczywiście, jest tak, jak pan mówił, część widzów jest przyzwyczajona, że jak nie ma tych wszystkich aspektów, które mówią o naszej tożsamości, o naszej narodowej definicji, to one są pozbawione artyzmu… Nie ma rozdzierania szat i od razu wyrzuca się coś do kosza, bo to nie jest nasze, polskie, to nie jest… przepracowane. Ale wierzę, że trafimy na widza inteligentnego, który potrzebuje informacji, ale innego typu, jakiegoś spotkania, zastanowienia się, takiego błysku.

Komisarz Warski jak ryba w wodzie czuje się we Wrocławiu. A pan już przyrósł do Starej Ochoty? Filtry są tym miejscem, gdzie można żyć?

Lubię to miejsce. Lubię taką jeszcze przedwojenną tkankę, stworzoną z myślą o człowieku, który by mógł oddychać, to musi mieć trzy metry albo i więcej nad głową. Ale z drugiej strony jest też cały czas tak jak w porzekadle – gdzie położę kapelusz, tam mi dobrze. Staram się być elastycznym: do sytuacji, do miejsc, przestrzeni, które spotykam w swoim życiu. Bardzo podobnie jest z ludźmi – lubię być z ludźmi.
Wrocław ma też tę strukturę przedwojenną, uważam że się świetnie wpisuje w komunikat nostalgii za okresem przedwojennym, czy może jeszcze nawet wcześniejszym. To widać w zdjęciach Mikołaja Łebkowskiego. Wrocław jest bardzo przychylny filmowcom, nie pierwszy obraz tam powstaje od lat.

Wrocław jest w "Sługach bożych" filmowany tak, by być miastem uniwersalnym – w tym sensie, by trochę oderwać je od narodowości.

To był celowy zabieg, bo ta historia może być uniwersalna. I ona może wydarzyć się dziś tu we Wrocławiu, a potem może się wydarzyć gdzie indziej. Problem, który jest tu poruszany jest ludzki. Ktoś ginie, trzeba rozwiązać zagadkę śmierci, a tak się składa, że działania służb specjalnych nie do końca są wpisane w mainstream polityki i często toczą się wbrew, bo mają swoje interesy. I gdzieś ten Warski, człowiek poplątany, jest to wpuszczony.

Warski jest typem trochę zrobionym na obecnie modny styl realizmu wśród superbohaterów. Niby Batman, Superman są ostatnio silni, ale mają i swoje słabości…

Tak, jest nieogolony, budzi się wśród pudeł, które nie są otwarte od lat. Taki jest archetyp tego bohatera. Taka jest też widocznie tęsknota kobieca: ach, ja go uratuje, to jest mój królewicz, to jest moja szansa. Nie bez powodu scenarzyści lokują Warskiego w takim klimacie.
A dla facetów to też jest taki rodzaj wojownika, który popełnia błędy, uczy się na nich, ale jest w stanie kogoś obronić. Wszystko bierze na klatę i rozwiązuje sytuacje w radykalny, bardzo prosty sposób. Jak trzeba to przywali, jak trzeba to pogłaszcze. Ale powie przy tym do siebie: nie pierdol, tylko się podnoś…

I dochodzimy do tego, że tak naprawdę pan jest takim Warskim. Podnosi się pan z kłopotów osobistych, opowiada pan o triatlonach, biega, lubi pan męskie gadżety. Opowiadał pan niegdyś, że zmienił zegarek, bo źle lokalizował pana przez GPS. Opowiadał pan też o takich typowo męskich klimatach – że fajnie jest się napić wódki, najlepiej ziemniaczanej.

Wie pan, te światy się mieszają (śmiech). Bieganie, czy triatlon to część moich zadań, niezbędnych do uprawiania tego zawodu. A co do zegarka – jak biegam to nie chce mi się wiązać tych pasków wokół klatki piersiowej, żeby mi zbadało tętno, wolę mieć je zbadane przez sześć sensorów, które gdzieś tutaj są (Bartłomiej zdejmuje w tym momencie z ręki zegarek i pokazuje nowoczesny system pod nim ukryty). To jest kwestia upraszczania sobie pewnych działań.
Co do używek – niech pan zobaczy: Warski nie używa. Choć były pomysły, byśmy wpakowali go w jeszcze jakąś traumę. Forman też o tym pisze, że jego przeszłość jest dosyć tajemnicza.
Żyjemy w czasach, w których jesteśmy otoczeni przez tyle wzorców, tyle filmików na youtubie, że możemy sobie wybrać bohatera, albo poskładać z wielu swój obraz.

Jednym z najpopularniejszych filmików z panem na YouTubie jest występ w „Pytaniu na śniadanie”. Komentarze w kolorowych mediach były takie, że Topa był albo na haju, albo dystansował się wobec formuły programu.

Naszym zadaniem było to, by zwrócić uwagę na problem autyzmu - to był nasz cel. A przy okazji trochę obśmialiśmy temat plotkarskich mediów.

Ależ niech pan zobaczy - żeby mówić o problemie autyzmu prowokacja nie wystarczyła. Widzi pan, jakie komentarze się pojawiły…

Nie wystarczyła, bo brakuje wiedzy. Świadomość jest kluczem do rozwiązywania wielu problemów. Nie tylko problemów ludzi, którzy się inaczej zachowują, czy inaczej chodzą. To jest problem tolerancji, rasizmu, czy szerzej: inności. Naszym celem było podniesienie świadomości na temat autyzmu. W związku z tym, jeśli ktoś ma wiedzę na temat tego, jakie cechy posiada człowiek autystyczny, to wtedy z innym okiem, czy inną perspektywą patrzy na tego kogoś.
Jestem zadziwiony sytuacją w tramwaju, kiedy to rozmawiali panowie profesorowie po niemiecku i jeden z nich dostał. To przecież można u nas iść już dalej – jak nosisz okulary, to może ja sobie nie życzę byś nosił okulary, nie życzę sobie byś chodził w klapkach, czy miał tęczowy pasek przy zegarku.

* - Bartłomiej Topa, rocznik 1967. Aktor znany niegdyś z roli Zenka Pereszczako w "Złotopolskich", obecnie kojarzony już bardziej z "Karbalą", "Drogówką" czy serialem "Wataha". Okrutnie doświadczony przez los - dwanaście lat temu stracił siedmiomiesięcznego syna, o czym po latach opowiedział dopiero w książce "Jestem tatą" Joanny Drosio-Czapliskiej. Obecnie mieszkaniec Warszawy, zapalony triatlonista i chyba najbardziej znany weganin w Polsce.