Smoleńsk kontra Wałęsa

- Oczywiste jest, że w przypadku odmowy Instytutu będziemy się zwracali do innych inwestorów. Ale raczej takiej możliwości nie przewidujemy, żeby PISF odmówił - mówi dziennik.pl Maciej Pawlicki, producent filmu "Smoleńsk". Liczy, że od Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej film dostanie dofinansowanie w wysokości 5,5 mln zł, czyli połowy deklarowanego budżetu filmu, jak napisała kilka dni temu "Rzeczpospolita".

Reklama

Czy tak się stanie, okaże się w najbliższych tygodniach. Ale już teraz producenci deklarują, że będą chcieli zabiegać o pieniądze aż do skutku. - Producent jest m.in. po, by zorganizować środki na produkcję filmu i sądzę, że się z tego zadania wywiążę - mówi Maciej Pawlicki. Zapewnia, że rozmowy z inwestorami prowadzi cały czas.

Koproducenci mają dorzucić resztę środków do pieniędzy pochodzących z publicznej zbiórki pieniędzy. Jak do tej pory Fundacja Smoleńsk 2010, którą powołano do wsparcia produkcji, zebrała 500 tys. zł.

A dopytywany o ryzyko, że film w ogóle nie trafi na ekrany, odpowiada: - Jest ogromne oczekiwanie i determinacja, których jeszcze w historii polskiego kina nie było. Nie było przy filmie o Wałęsie czy przy innych filmach o historii najnowszej. Prędzej czy później film ”Smoleńsk” powstanie - deklaruje.

Reklama

Aktor reżyserowi wrogiem

Finanse, to jednak niejedyne problemy, z którymi borykają się twórcy filmu. Wciąż nie podpisano umów z aktorami, w tym m.in. z tymi, którzy mają wcielić się w Marię i Lecha Kaczyńskich.

- Nie wiem, czy gram, bo nie otrzymałam propozycji od osób upoważnionych do zawierania umów. Nie dostałam scenariusza, więc nie mogę mówić o roli, którą być może zagra Szapołowska, albo ktoś inny - mówi dziennik.pl Ewa Dałkowska, która, jak informowały media, miała zagrać Marię Kaczyńską.

Reklama

Wiadomo, że umowa z aktorem, który wcielić ma się w Lecha Kaczyńskiego, ma być podpisana najpóźniej w styczniu. Wybór nie był łatwy, bo w obawie o reakcję środowiska aktorzy odmawiali jeden po drugim.

Zaczęło się od tego, że w jednym z wywiadów reżyser Antoni Krauze ujawnił, że w roli Lecha Kaczyńskiego widziałby Mariana Opanię. Aktor zdecydowanie odciął się od tego pomysłu, w mocno emocjonalnym tonie wskazując na powody polityczne.

Wśród zaproszonych, miał być m.in. Jarosław Gajewski, dyrektor artystyczny Teatru Polskiego w Warszawie - ustalił dziennik.pl. Ostatecznie roli nie przyjął, wynika z nieoficjalnych informacji. - Byłem na zdjęciach próbnych - potwierdza. - Ale nie wiem, czy wolno mi mówić o takich rzeczach, czy chodziło o Lecha Kaczyńskiego. Proszę to sprawdzić u źródła - ucina dalsze pytania.

Reżyser Antoni Krauze, pytany, kogo ostatecznie obsadził w roli Lecha Kaczyńskiego, w ogóle nie chce mówić o kulisach produkcji. Wcześniej w jednym z wywiadów przyznał, że Smoleńsk to temat skażony, a ludzi ogarnął paraliż i strach.

Tymczasem, jak ustalił dziennik.pl, kandydatów do roli Lecha Kaczyńskiego było siedmiu-ośmiu, a zdjęcia próbne odbyły się między kwietniem a lipcem. Testem miały być np. sceny z Ewą Dałkowską.

Do dziś skompletowano 70-80 proc. ekipy, wynika z informacji, jakie uzyskaliśmy od producenta filmu. Zagrać mają w nim Redbad Klijnstra, Halina Łabonarska, Katarzyna Łaniewska i Jerzy Zelnik. - Będę grał postać negatywną, ale szczegółów ujawnić nie mogę. Na planie zdjęciowym spędzić mam cztery dni - mówi Jerzy Zelnik.

Prawie jak Gruzja

Ale premiera "Smoleńska", początkowo planowana na 10 kwietnia 2014 roku, będzie opóźniona także dlatego, że jak dotychczas zrealizowano cztery z 30 dni zdjęciowych. Mają one ruszyć pełną parą dopiero na wiosnę.

- Sfilmowaliśmy m.in. obchody tegorocznej rocznicy katastrofy. Nakręciliśmy sceny na lotnisku w Białej Podlaskiej, które w filmie ma odgrywać Smoleńsk, a także we wnętrzu Jaka-40, na terenie muzeum w Dęblinie - wylicza Maciej Pawlicki.

Docelowo zdjęcia mają być kręcone także w Gruzji, przy czym może się też okazać, że ze względu na cięcie kosztów gruzińskie krajobrazy będą grały… Bieszczady. Ostateczna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła.

Ekipa polecieć ma także do USA, bo chodzi o odzwierciedlenie roli Polaków za granicą, tym bardziej że współczesna Polska nie zamyka się w granicach jednego państwa, a po drugie o pokazanie roli profesorów uczelni amerykańskich uczestniczących w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej. W filmie nie będzie jednak gadających głów, jak zapewniają twórcy.

Termin premiery przeniesiono na jesień 2014 roku, zakładając pozytywną decyzję PISF. Ostateczna decyzja o przyznaniu publicznych środków na realizację projektu ma zapaść w lutym. W najbliższych tygodniach wniosek ma przejść ocenę formalną.

Jak do tej pory, najwięcej w historii, bo 9 mln zł, zyskał Jerzy Hoffman na "1920. Bitwa Warszawska". Dla porównania: 6 mln zł dostały "Katyń" i "Wałęsa. Człowiek z nadziei" Andrzeja Wajdy, a także "Miasto '44" Jan Komasy.

***

Mgła, sosna, zamach?

"Smoleńsk" ma otwierać scena oczekiwania na lądowanie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku - we mgle. W filmie przyjęta ma być klasyczna formuła, w której bohater dąży, by odkryć nieznaną, ukrywaną prawdę. Postacią przewodnią ma być dziennikarka, która prowadzi prywatne śledztwo dotyczące tego, co dokładnie wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku. Będą także retrospekcje z okresu przed katastrofą, łącznie z wizytą prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji. Na końcu znaleźć ma się, ponownie, scena tragedii z 10 kwietnia. Czy w filmie będzie złamana brzoza, tego producent na obecnym etapie nie ujawniono.