Bohaterami filmu, nagrodzonego za scenariusz na tegorocznym festiwalu w Gdyni, są trzej męscy przedstawiciele tej samej rodziny, reprezentujący kolejne pokolenia: dziadek, jego syn oraz wnuk.

Dziadka zagrał muzyk jazzowy Michał Urbaniak, którego publiczność po raz pierwszy zobaczy na ekranie w tak dużej roli (w poprzednich latach Urbaniak grał epizody, np. w "Sześciu dniach strusia" J. Żamojdy).

Reklama

Włodek, niegdyś zarabiający na życie jako muzyk jazzowy, ma ponad 70 lat. Jest po wylewie, z trudem porusza się o własnych siłach. Jego syn Paweł, którego zagrał Artur Żmijewski, to znany pianista. Zrobił zawodową karierę, jednak nie ułożyło mu się życie rodzinne - jest skonfliktowany zarówno z ojcem, jak i synem, nastoletnim Maćkiem (Krzysztof Chodorowski). Włodek mieszka w Łodzi, Paweł w Berlinie, a Maciek - z mamą - w Anglii.

Paweł nosi w sobie nagromadzone przez lata pretensje do Włodka. Uważa, że Włodek był od zawsze obojętny na losy dziecka. Jednocześnie sam Paweł zbiera jako tata kiepskie oceny od Maćka. Chłopak nie jest pewien, czy ojciec w ogóle chciał jego narodzin. Zarzuca Pawłowi, że ten ojcostwo sprowadza do płacenia alimentów. W obu relacjach ojciec-syn dominują wzajemne pretensje, chłód i dystans. Szansa na to, że mężczyźni wreszcie zaczną se sobą rozmawiać pojawia się jednak, gdy - zmuszeni pewną sytuacją - ruszą we wspólną podróż przez Polskę.

Reklama

Trzaskalski wyreżyserował ten film według własnego scenariusza, napisanego wspólnie z Wojciechem Lepianką. Autorem zdjęć jest Piotr Śliskowski. Muzykę skomponował Wojciech Lemański.

"Ja i Piotrek, operator, mieliśmy podobnych ojców, bardzo silnych, którzy nigdy nas nie chwalili, natomiast dawali nam coś, podświadomie, co my braliśmy za wrogość, a co tymczasem było siłą" - powiedział PAP w środę Piotr Trzaskalski.

"Czasami ojcowie działają w pewien sposób, ponieważ chcą swoich synów +utwardzić+. Ten film opowiada m.in. o tym, jak siła ojca, której w dzieciństwie czasem nienawidzimy i której nie akceptujemy, okazuje się później siłą przekazaną nam - umożliwiającą nam podnoszenie się z naszych własnych upadków życiowych" - mówił reżyser.

Reklama

Tytułowy rower przekazywany jest w filmie synowi przez ojca. Stanowi ważny symbol. "Dziecięcy rower łączy trzy pokolenia. Jest niczym miecz rycerski, przekazywany w męskiej linii w tej rodzinie. Ja sam jako kilkulatek dostałem taki rowerek. Był dla mnie pierwszym krokiem w dorosłość, w samodzielność" - opowiadał Trzaskalski. Jak mówił, umiejętność jazdy na rowerze symbolizuje m.in. równowagę. "Umiejętność nieupadania to sztuka, a zdolność podnoszenia się z upadku to sztuka jeszcze większa" - powiedział.

"Mój rower" to także historia o potrzebie komunikowania własnych uczuć ludziom najbliższym. "Cechy wspólne trzech bohaterów to: niemożność wyrażenia emocji, nieumiejętność komunikowania się oraz silne emocje. Te emocje ich wiążą, jednak bohaterowie nie potrafią o nich rozmawiać, powiedzieć: wybaczam ci, kocham cię, czy na przykład - uraziłeś mnie" - powiedział reżyser.

"Najstarszy z rodu, dziadek, przeżył już chyba wszystko, co mężczyzna przeżyć powinien. Ma więc najwięcej +narzędzi+ potrzebnych do zrozumienia świata. Wie, że zamknięcie się w sobie jego syna-pianisty, że robienie przez tego syna kariery za wszelką cenę sprawia, że syn może utracić coś bardzo cennego, na przykład własne dziecko" - opowiadał Trzaskalski.

Jazzman Michał Urbaniak powiedział w środę PAP o "Moim rowerze": "To film dla całej rodziny, wzruszająca i zabawna historia, która skłania do refleksji". "O skomplikowanych relacjach opowiedziano w prosty sposób. Film ma świetny scenariusz. Widz wyjdzie z kina w dobrym nastroju" - tak z kolei ocenił "Mój rower" Żmijewski.

Urbaniak za rolę Włodka zebrał od filmowej ekipy wysokie oceny. "Zaprezentował się jak profesjonalny aktor" - powiedział o nim Żmijewski. "Oczarował nas. Jest fantastycznym aktorem, zdyscyplinowanym, mądrym człowiekiem. Ma w sobie prawdę, którą widać na ekranie" - to natomiast słowa reżysera.

Syn Włodka, Paweł, to postać na początku filmu mało sympatyczna - cyniczny, oschły wobec innych, robiący wrażenie egoisty. Żmijewski cieszy się z tej roli. "Pozwoliła mi uciec na moment od wizerunku pozytywnego bohatera, który wytworzył się w moim przypadku. Jako czarny charakter wystąpiłem ostatnio dziesięć lat temu" - powiedział PAP aktor.

"Nigdy nie chciałem być aktorem z emploi, w którym mieści się jeden typ ról. Esencją aktorstwa jest przecież różnorodność, pozwalająca aktorowi, po pierwsze, nie zanudzić się na śmierć w zawodzie, a po drugie - rozwijać się" - mówił w środę Żmijewski.(PAP)

jp/ abe/