Mamy więc w zestawie mockumentary, nawiązania do tradycji grindhouse'owej, horrory i kino sztuk walki. Jeden Quentin Dupieux, reżyser "Morderczej opony", może się pochwalić własnym, niepowtarzalnym stylem. Jego opowieść – którą tytuł filmu streszcza doskonale – jest surrealistycznym wygłupem, kpiną z kina i oczekiwań widzów, ale oderwać się od niej trudno.

Reklama

Kino sztuk walki to oczywiście domena azjatyckich filmowców. Indonezyjski (choć nakręcony przez Walijczyka) "Raid" robi piorunujące wrażenie. Fabuła jest umowna – chodzi o nalot policji na blok opanowany przez narkotykową mafię – ale wykonanie jest pierwszorzędne, przewyższające większość podobnych produkcji z Hollywood.

Konwencję mockumentary wzięli na warsztat Norwegowie i udało im się nakręcić jeden z najlepszych filmów w tym gatunku. "Łowca trolli" – zapis wędrówki trojga studentów śladami legendarnego pogromcy trolli – zaskakuje zarówno wysoką jakością realizacji, jak i pomysłowością. Inteligentne, bardzo zabawne i trzymające w napięciu kino. Filmowcom z Północy nie udał się za to film "Norweski ninja", choć oparty na pysznym pomyśle. Oddział tajnych zabójców powołany do życia przez króla Olafa musi przeciwstawić się nowej organizacji terrorystycznej. Debiutującemu reżyserowi Thomasowi Manningowi udaje się naśladować styl tandetnych filmów z wczesnych lat 80. Szkoda jedynie, że impetu tej zgrywie starcza na jakieś 20 minut. Żeby robić grindhouse'owe kino, trzeba mieć jednak talent Tarantino albo Rodrigueza.

Niemieckie "Nienasycone" zapowiadają się fatalnie – oto trzy ponętne (jak dla kogo) wampirzyce, które lubią sobie poszaleć czy to na zakupach w Paryżu, czy na gotyckiej dyskotece w Berlinie. Wkrótce dołączy do nich czwarta – przed przemianą dziewczyna z problemami, ścigana za drobne przestępstwa przez policję. I choć film Dennisa Gansela oryginalnością nie grzeszy, to scenarzystom udało się nadać bohaterkom choć trochę charakteru. "Nienasycone" nie mają stylu najlepszych wampirycznych horrorów, ale szczęśliwie nie są też mdłe niczym "Zmierzch". Gorzej jest w przypadku urugwajskiego "Casa Muda" – tu dla odmiany wracają schematy filmów o nawiedzonych domach, ale choć reżyser stara się zachować pozory drapieżnego realizmu, wszystko jest tu udawane. "Casa Muda" udaje film grozy, widzowie muszą udawać, że się boją.

Reklama

Wszystkie filmy z cyklu "Rebel, rebel" są zapowiadane przez Karolinę Korwin-Piotrowską, która dodaje każdemu seansowi odrobinę egzotyki, racząc widzów m.in. takimi bon motami, jak: – Z pozoru niewinna i bezduszna gumowa opona może stać się bohaterem waszych snów. Niekoniecznie erotycznych.