Czy to nie jest irytujące, że ludzie mylą panią z Meryl Streep?
Glenn Close: Byłoby irytujące, nawet bardzo, gdyby to samo nigdy nie przydarzyło się Meryl. Gdyby nikt nigdy nie pomyślał, że ona to ja. Opowiadała mi, że kiedy była w ciąży ze ostatnim swoim dzieckiem, w sklepie w Los Angeles dostała dużą zniżkę na zakupy, bo sprzedawcom podobała się w... „Fatalnym zauroczeniu”.
Role silnych kobiet to pani specjalność. Jak pani wybiera scenariusze?
Już po lakturze trzech stron wiem, czy mi się podoba, czy nie. Lubię scenariusze, w których nic nie jest przegadane, które dają aktorowi szansę na myślenie, sekrety i niuanse. Właśnie to interesuje mnie najbardziej.
Co sprawiło, że gwiazda o pani pozycji pracuje w serialu przez 13 godzin na dobę?
Dobrze napisana historia zawsze mnie pociąga, po prostu tym razem była to opowieść dla telewizji. Czasy, kiedy istniała przepaść między dużym a małym ekranem, już minęły. Takie przekonania to pozostałość po snobizmie, który ludzie czuli kiedyś wobec telewizji. Kiedy dostałam scenariusz „Układów”, uznałam, że jest po prostu świetny. To zupełnie inny dramat sądowy niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Coś absolutnie świeżego.
Nowego choćby ze względu na sposób narracji. Twórcy „Układów” sceny rozgrywające się współcześnie przeplatają ciągłymi retrospekcjami.
Jestem przyzwyczajona do zaczynania zdjęć od początku akcji, więc takie skakanie w czasie to pewne wyznawanie. Było mi bardzo trudno. Nie zna się własnej przeszłości, nie zna się zakończenia, więc trzeba naprawdę zaufać autorom. Nadal nie wiem wielu rzeczy o swojej postaci, bo scenarzyści chcą zachować pole manewru. W ostatniej chwili wprowadzają mnóstwo poprawek, trzeba więc nauczyć się wielkiej elastyczności i nie ma się wiele czasu. Taki sposób pracy pozwala żyć w danej chwili, a to jest to, co ja robię w życiu.
Rola Patty Hewes – ambitnej, szykownej, nieugiętej prawniczki – wydaje się napisana specjalnie dla pani.
To jedna z najmocniejszych, najbardziej prawdziwych i najlepiej napisanych ról kobiecych w historii telewizji. Maja bohaterka jest niesamowitą kobietą. Tak dużo zrobiła do tej pory w biznesie, że kieruje największą kancelarią adwokacką w Stanach. Patty ma to coś, co pozwala jej wykonać każde zlecenie. Musi być niesamowicie przebiegła, żeby utrzymać władzę w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Wciąż się zastanawiam, co producenci jeszcze dla niej szykują. Odsłanianie kolejnych jej tajemnic jest dla mnie równie interesujące jak dla widzów.
Przygotowywała się pani do grania prawniczki?
Spotkałam się z kilkoma kobietami, które piastują ważne stanowiska w Nowym Jorku. Przede wszystkim jednak ufam moim scenarzystom. Są bardzo obeznani w prawniczym świecie. Dzięki nim rozumiem terminologię prawniczą i mogę ją przedstawić widzom tak, by oni ją zrozumieli.
„Układy” kręcone były w Nowym Jorku, więc nie musiała pani ruszać się z domu.
To dla mnie bardzo ważne. Uwielbiam Nowym Jork i nowojorczyków. Podoba mi się, że mogę normalnie podróżować metrem i korzystać z transportu publicznego, a jedyni ludzie, którzy mnie zaczepiają, to turyści. Nie muszę się malować i mogę wyglądać koszmarnie, bo nikt się tym nie interesuje. Nie wyobrażam sobie takiego wyjścia z domu w Hollywood, gdzie za każdym wózkiem sklepowym czai się paparazzi.
Rozmawiał Daragh Keany/IFA