"Brzydka prawda" (aka "The Ugly Truth")
USA 2009; reżyseria: Robert Luketic; obsada: Gerard Butler, Katherine Heigl; dystrybucja: UIP; czas: 96 min; Premiera: 4 września; Ocena 2/6



Kultowy w niektórych kręgach pieśniarz Jon Lajoie w jednym ze swoich hitów „Show Me Your Genitals” śpiewa: „Nie mogę uprawiać seksu z twoim dyplomem ze studiów i nie włożę penisa w twoje marzenia z dzieciństwa”. Dokładnie takimi, i do tego równie wulgarnie podanymi, założeniami kieruje się w życiu i pracy Mike Chadway (nienaturalnie opuchnięty Gerald Butler) – showman prowadzący w lokalnej kalifornijskiej telewizji program „Brzydka prawda”. Chamusiowaty prezenter uświadamia na oczach rozbawionej publiczności dzwoniącym do niego kobietom, jak bardzo ich wyobrażenia o relacjach damsko-męskich różnią się od podejścia do nich płci brzydkiej. Popularność jego programu sprawia, że trafia do telewizji śniadaniowej lepiej notowanej stacji, a na jego drodze staje wrażliwa producentka telewizyjna Abby Richter (ładna Katherine Heigl, która lepiej by zrobiła, gdyby trzymała się komediowego repertuaru filmów typu „Wpadka”). Miłośniczka kotów i lektur w stylu „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”, by w końcu zdobyć upragnionego/jakiegokolwiek faceta, pozwala troglodycie udzielać sobie porad miłosnych. Te, czego nietrudno się domyślić, niechybnie zbliżą ich do siebie.

Twórcy komedii romantycznych w Hollywood zrozumieli, że na ich standardowe produkty koniunktura już przeminęła z wiatrem. Potencjał zwęszyli w kinie odważniejszym obyczajowo, które często bazowało na parodiowaniu ich pomysłów. Próbują więc adaptować humor w stylu Judda Apatowa na potrzeby swoich poczciwych filmików. Wychodzi z tego wprowadzająca widza w zakłopotanie mieszanka: coś w stylu królewny Śnieżki klnącej nad popsutym wibratorem. Choć nieuchronnie twórcy „Brzydkiej prawdy” prowadzą nas do „żyli długo i szczęśliwie”, po drodze raczą na przykład podróbką słynnego udawanego orgazmu w restauracji z „Kiedy Harry poznał Sally” – tym razem z użyciem pilota do „masujących” majtek w niepowołanych rękach. Wnioski płyną z tej lekcji jednak te same co zwykle: mężczyźni boją się zobowiązań, a kobiety najlepiej czują się w roli ich ofiar.

Reklama

p

Robert Luketic – wcześniej autor „Legalnej blondynki” i „Sposobu na teściową” – próbuje przesunąć swój film do wyższej kategorii, sygnalizując w nim inne, poza naczelnym sercowym, problemy. Znalazło się tu miejsce na prztyczka w nos telewizji: w gruncie rzeczy jesteśmy nią tak ogłupieni, że kompletnie zatraciliśmy poczucie smaku, i nic tak nie podnosi słupków oglądalności jak kawał prostaka na ekranie. A to znowu ma nam do zakomunikowania wyjątkowo odkrywczą prawdę, że chamstwo jest stopniowalne. Jeśli taki ma być przepis na komedię romantyczną z pazurem, to ja już wolę głupawkę, która niczego nie udaje.