"Służąca" (aka "La Nana")
Chile 2009; reżyseria: Sebastian Silva; obsada: Catalina Saavedra, Claudia Celedon, Alejandro Goic; dystrybucja: Manana; czas: 95 min; Premiera: 17 lipca

p

Służąca Raquel od lat pracuje w inteligenckim domu Valdesów. Wychowywała czwórkę ich, teraz już dorastających albo dorosłych dzieci, gotuje, podaje do stołu, sprząta i prowadzi całe gospodarstwo od dwudziestu lat. Coraz częściej jednak niedomaga, mdleje. Pani domu decyduje więc, że zatrudni jej kogoś do pomocy. Raquel, która czuje się niemal członkiem rodziny swych chlebodawców, reaguje przerażeniem i robi wszystko, by pozbyć się z domu niechcianych pomocnic: najpierw młodej Peruwianki Mercedes, a potem doświadczonej gospodyni Soni. A to wyrzuci kota przez mur, a to zamknie drzwi do domu, a wszystko tak zaaranżuje, by wyglądało na przypadek. Jej przywiązanie do rodziny nie wynika wyłącznie z oddania, ale z chęci zdobycia pozycji.

Reklama

Raquel, choć uległa wobec gospodarzy, terroryzuje dzieci, pozwalając sobie na coraz większe złośliwości. Jakby chciała udowodnić sobie, że coś znaczy, że to ona tak naprawdę w domu rządzi. Bo, chociaż gospodarze traktują ją z szacunkiem, to jest w nim sporo protekcjonalnej wyższości. Owszem, świętują jej urodziny, certolą się z jej humorami, znoszą kaprysy, ale bariera między państwem a służbą jest jednak jasno wytyczona, obecna w gestach, słowach. A Raquel walczy o to, by podział ról zmienić, chce się poczuć kimś więcej niż tylko służącą. Panicznie boi się utraty pozycji, chce wszystko kontrolować i nad wszystkim panować, co przybiera formy zachowań nie tylko cokolwiek neurotycznie zabawnych, ale też coraz bardziej niebezpiecznych.

Kiedy jednak wydaje się, że oglądamy komediodramat o psychopatycznej służącej, która w końcu albo wszystkich sterroryzuje, albo zostanie spacyfikowana i zależnie od wybranej kontynuacji twórcy uraczą nas jakimś tanim przesłaniem, wraz z kolejnym zasłabnięciem i zatrudnieniem jeszcze jednej pomocnicy - beztroskiej Lucy, wszystko nagle się zmienia. Film o kobiecie owładniętej obsesją zmienia się w film o kobiecie samotnej, rozpaczliwie potrzebującej akceptacji, przyjaźni, zrozumienia, miłości. Znaki się nagle odwracają, huśtawka stanów emocjonalnych i psychicznych buja się przez kompletnie odmienne rejestry, antypatia zamienia się w empatię, neuroza w poczucie krzywdy.

Sebastian Silva całą tę historię odkrywania człowieka, w kimś ostentacyjnie niesympatycznym, hermetycznie zamkniętym opowiada niejako symetrycznie. Każe widzowi przechodzić te same zmiany perspektyw, które narzuca pozornie liberalnym gospodarzom. Czyni to w kameralnej formule, z pomocą niemal dokumentalnej, niby obiektywnej kamery, buduje dramaturgię prostymi, ascetycznymi środkami, co paradoksalnie tym skuteczniej pomaga mu precyzyjnie wodzić na manowce, wytrącać z bezpiecznych przyzwyczajeń i oswojonych konwencji. Silva inteligentnie wikła swoją opowieść w grę pozorów i masek, a koniec końców nie funduje tanich pocieszeń. Owszem, Raquel zasmakowała wolności, ale nie potrafi z niej w pełni korzystać. Jej wyzwolenie sprowadza się do wejścia w cudzą skórę, przejęcia nie swojej tożsamości. Podszyte smutkiem jest to optymistyczne przesłanie. Jak to w życiu, więc tym bardziej się w nie wierzy.