Rejsy po Jangcy stały się w ostatnich latach jedną z najpopularniejszych atrakcji dla bogatych turystów z Zachodu. Sami Chińczycy nazywają je podróżami pożegnania: z krajobrazem, kulturą, obyczajami. Budowa Tamy Trzech Przełomów sprawiła, że pod wodą znalazły się dziesiątki miast i wiosek, pozbawiając domów dwa miliony ludzi. To dla reżysera – mieszkającego w Kanadzie potomka chińskich imigrantów Yung Changa – twardy fakt, ale zarazem symboliczny punkt wyjścia dla uważnej obserwacji zmieniającego się pejzażu współczesnych Chin. Obserwacji skupionej na rejestracji, choć podszytej również nostalgiczną melancholią. Bardzo osobistą, bo związaną ze wspomnieniami o dziadku i jego życiu.

Reklama

Nie przez przypadek mottem swego filmu uczynił Yung myśl Konfucjusza o trzech drogach poznania – przez refleksję, przez doświadczenie i przez naśladowanie. Wszystkie te strategie i punkty widzenia odbijają się w dokumentalnej narracji zmierzającej do opisu płynnego momentu zmiany przez pryzmat ludzkich dramatów. Inaczej widzą dzisiejsze Chiny pasażerowie luksusowego statku, inaczej młodzi ludzie, dla których praca na statku jest szansą na wyrwanie się z nędzy, zrobienie kariery, a jeszcze inaczej spotykani po drodze ludzie, tracący domy i dobytki. Czekają na przesiedlenie do nowych mieszkań, ale wiedzą, że dla wszystkich i tak nie starczy. Że wizja państwa opiekuńczego to tylko propagandowe kłamstwo na użytek turystów. Ci kupują tę propagandę sukcesu bez mrugnięcia okiem, mówią o pozytywnym zaskoczeniu nowoczesnością, o przytłoczeniu tempem i ogromem chińskiego skoku cywilizacyjnego. Chang demaskuje tę iluzję, pokazuje, że chińska potęga buduje się na krzywdzie, na społecznej anomii, rozpadzie tradycyjnych rodzinnych więzi.

Smutny to obraz dzikiego kapitalizmu z komunistyczną ideologiczną gębą. Ale też pozbawiony populistycznych uproszczeń, skupiony na ludzkich losach. Nie ma tu prostych uogólnień, nie ma łatwych odpowiedzi na trudne pytania ani gotowych recept na lepszą przyszłość. Z obrazu Yung Changa wyłania się wprawdzie diagnoza, że cud gospodarczy w większym stopniu niż komunizm ingeruje w tradycyjną chińską kulturę. Zarazem jednak reżyser konsekwentnie unika reportażowej jednoznaczności, ogranicza komentarz do minimum. Sugestywne zdjęcia wydobywające poezję z prozy życia mówią więcej niż słowa. Podczas oglądania zbliżających się igrzysk w Pekinie, trudno mi się będzie uwolnić od obrazu jednego z bohaterów, mówiącego z płaczem do kamery o ciężkim życiu w Chinach, gdzie mimo pozorów jednostka wciąż jest okruchem zamiatanym pod propagandowy dywan.

W górę Jangcy (Up The Yangtze)

Kanada 2007; Reżyseria: Yung Chang; Dystrybucja: Against Gravity; Czas: 93 min; Premiera: 11 lipca

Reklama