"Marsz pingwinów" był ogromnym sukcesem. Czy to dlatego zdecydował się pan uczynić zwierzę głównym bohaterem swojej kolejnej produkcji?

Luc Jacquet: Pomysł na "Mojego przyjaciela lisa" powstał jeszcze przed nakręceniem "Marszu pingwinów". Ale dopiero sukces tego drugiego spowodował, że moje marzenia stały się realne. Ta historia chodziła mi po głowie przez wiele lat. Punktem wyjścia były doświadczenia z mojego własnego dzieciństwa, był to jeden z tematów, które towarzyszą przez całe życie.

Reklama

Jak bliska jest ta historia pańskim doświadczeniom, chyba nie przyjaźnił się pan z lisem?

Film rozrywa się w okolicach miejsca, gdzie się wychowałem. Wszystko, co czuje dziewczynka, która zawiera przyjaźń z lisem, to tak naprawdę wspomnienia moich emocji, kiedy jako dziecko bez powodzenia próbowałem oswoić lisa. W filmie zawarłem też wiele historii, które opowiadali mi ludzie o swoich spotkaniach z dziką przyrodą. Obserwowałem także stosunek dwójki moich dzieci do zwierząt. Zauważyłem, że związek z naturą nie jest dla nich oczywisty, że dzieci łatwo się uprzedzają, bo zbyt często straszy się je dzikimi zwierzętami. Trzeba w nich pielęgnować pierwotną empatię wobec natury, bo ma ona nam wiele do zaoferowania.

Reklama

Jak udało się panu zmusić lisa do zagrania tego, czego pan oczekiwał? To chyba trudno poddające się tresurze zwierzęta?

Nie mogę zdradzić, jak pracuję, bo reżyser jest pewnego rodzaju iluzjonistą. Jeśli zdradzi, jak robi sztuczkę, zniknie cała magia. Mogę powiedzieć tylko tyle, że ze zwierzętami pracuję metodą przypominającą te stosowane w filmach dokumentalnych. Nie przeszkadzam im i jestem cierpliwy. Wykorzystuję ich naturalne zachowanie, a nie umiejętności, które nabyły przez tresurę. By "podglądać" lisy, które można zobaczyć w filmie, pojechaliśmy do parku Abruzzo we Włoszech, gdzie od ponad stu lat jest zakaz polowania na lisy. Dzięki temu zwierzęta są ufne, nie boją się ludzi, a takie były nam potrzebne. To nieprawda, że lisy to trudne zwierzęta, niektóre z nich są tak oswojone, że mogą pracować z dziećmi. Ale cała historia powstała dopiero w montażu. "Mój przyjaciel lis" to prosta bajka i, jak to bajka, musiała powstać w mojej głowie, a nie w rzeczywistości. Z niej wyciągam tylko elementy, a potem układam je jak puzzle w zupełnie inny świat.

Zrobi pan kiedyś film tylko o ludziach?

Zrobię każdy film, który będzie mnie męczył. Jeśli nie będę mógł wyrzucić z głowy pomysłu na film, wymagający bajońskiego budżetu i tysiąca ludzi w obsadzie, poświęcę resztę życia, by zdobyć tę sumę. Nie widzę jednak siebie daleko od tematów związanych ze zwierzętami, bo to mój żywioł, z tymi bohaterami czuję się najlepiej. Nawet ludzkie uczucia wolę wkładać w zachowania zwierząt.