W dniu rozmowy kwalifikacyjnej miasto ogarnięte jest falą protestów antyglobalistów; na ulicach trwają głośne zamieszki, w biurowcu rozpocznie się za moment cichy dramat. Kandydaci wjeżdżają na trzydzieste piąte piętro i spotykają się w odizolowanym pokoju. Okazuje się, że są sami - za wyjątkiem ładnej i trochę dziwnej sekretarki, nie pojawia się żadna osoba prowadząca rekrutację, ożywają za to stojące na stole monitory. Za pośrednictwem komputerów kandydaci będą otrzymywać kolejne zadania. Metodą rekrutacji jest owiana tajemnicą i podobno niezawodna "Metoda Grönholma”.

Reklama

Pierwsze zadanie informuje zebranych, że o stanowisko ubiega się tak naprawdę sześć, a nie jak sądzili jeszcze parę minut temu, siedem osób. Jeden z aplikantów jest bowiem podstawiony przez korporację; zebrani w pokoju mają kwadrans na odkrycie, który z nich nie pasuje do układanki. Napięcie rośnie i … gra się zaczyna.