O burzliwej, trudnej, pełnej niespodziewanych zwrotów, miłości przyszłych rodziców autora "Stu lat samotności" pierwszy napisał Mario Vargas Llosa w wydanej w roku 1971 książce "Gabriel Garcia Márquez: Historia pewnego bogobójstwa". Ten ponad 500 stronicowy esej o twórczości przyszłego laureata nagrody Nobla podawał wiele dotąd nieznanych faktów z życia Kolumbijczyka, co niewątpliwie było owocem przyjaźni łączącej wówczas obu znakomitych pisarzy.

Kolejna wzmianka o romansie telegrafisty i młodziutkiej Luisy Márquez, którą rodzina wysyła z matką w długą podróż, by zgodnie z dewizą, że co z oczu, to i z serca, odseparować ją od niechcianego przez Márquezów absztyfikanta, pojawia się w książce "Zapach owocu guawy", wydanym w roku 1982 tomie rozmów dwóch pisarzy i przyjaciół: Plinio Apuleyo Mendoza i Gabriela Garcii Márqueza.

Ten ostatni dopiero jednak w autobiografii, "Życie jest opowieścią" (2002), zdał dokładną relację z historii pracownika poczty, który korzystając z solidarności rozsianych po kraju kolegów po fachu, wysyłał co dzień miłosne telegramy do swej ukochanej znajdującej się w podróży zapomnienia. Mógł już wówczas napisać całą prawdę o zachodach miłosnych swych rodziców, bo w 1985 wydał "Miłość w czasach zarazy", w której tak wymieszał prawdę z fikcją, iż sam nie potrafił już nigdy później odróżnić tworów własnej wyobraźni od zasłyszanych anegdot i opowieści.

Bardzo spóźnione oświadczyny

Nie ulega wątpliwości, że tą powieścią Márquez oddał hołd nie tylko swoim rodzicom, ale też miłości w ogóle. Biedny, brzydki i smutny Florentino Ariza zakochuje się w pięknej Ferminie Dazy, która po początkowym zauroczeniu dziwnym młodzieńcem, wychodzi jednak za mąż za najlepszą partię w mieście, doktora Urbino. Zrozpaczony poeta i telegrafista zostaje wysłany przez matkę w podróż zapomnienia w górę rzeki Magdalena. Na parostatku otrzymuje dar miłości pocieszenia: tajemnicza kobieta rozprawicza romantycznego i nieszczęśliwego pasażera, obdarzając go czystą cielesnością, nieskażoną ani jednym słowem.

Od tej pory, przez ponad 50 lat Ariza nie przestając codziennie myśleć o Ferminie, zarazem rozpoznawał wszystkie odcienia miłości cielesnych, oddając się kłusowniczym łowom miłosnym, o których nikt poza jego partnerkami nie miał pojęcia. Zapełnił w ten sposób 25 zeszytów sześciuset dwudziestoma dwoma zapisami miłości trwalszych, bez uwzględnienia niezliczonych, przelotnych przygód niezasługujących nawet na najmniejszą litościwą wzmiankę. Miłość do Dazy zostawiał poezji, porywy namiętności buchalterii. Dzięki sprzyjającym okolicznościom Florentino staje się właścicielem Towarzystwa Żeglugi Rzecznej i zaczyna obracać się w tych, wysokich, kręgach, co jego była narzeczona i jej mąż. Ale dopiero śmierć tego ostatniego umożliwia spotkanie, podczas którego miast wygłosić wdowie formułkę kondolencji, ponawia oświadczyny sprzed 51 lat, dziewięciu miesięcy i czterech dni.

Tajnemu i przebogatemu życiu erotycznemu Florentina Arizy przeciwstawiona jest małżeńska monotonia Ferminy Dazy. Ona wypełnia jedynie społeczną rolę, jakiej wymaga od niej arystokratyczna kasta, do której zaczęła należeć. Żadnych romantycznych ani erotycznych uniesień - mąż, rodzina, dzieci. I teściowa. Dopiero wdowieństwo i oświadczyny pozwalają jej na zerwanie z odgrywaną potulnie rolą.

Powieść niczym telenowela

Nikt się nie spodziewał, że po Stu latach samotności (1967), Jesieni patriarchy (1975), Kronice zapowiedzianej śmierci (1981) i literackiej nagrodzie Nobla otrzymanej w roku 1982 Márquez napisze powieść, która utoruje mu drogę do masowej publiczności, dla której poprzednie powieści kolumbijskiego autora mogły być skażone zbytnią przemyślnością literacką. Z tego co wiem, jedynie polskiego pisarza, Jerzego Pilcha, intuicja i wiedza nie zawiodła. I odwaga, bo jako pierwszy (choć świat tego nie usłyszał, a szkoda) głośno powiedział, że powieść Garcii Márqueza jest zarazem romansem, jak i romansidłem.

W krajach hiszpańskojęzycznych takich odważnych nie było. Autor Szarańczy niejednokrotnie wyznawał, że w swych powieściach i opowiadaniach pragnie jedynie dać literacki ekwiwalent tego, czym jest dla niego niezwykła kultura nie tylko karaibskiego wybrzeża Kolumbii, ale całych Karaibów. Sto lat samotności miało odtworzyć nieistniejącą w tamtejszym piśmiennictwie tradycję epicką. Jesień patriarchy to ogromny poemat prozą, w którym polityczny i społeczny fenomen dyktatur latynoamerykańskich został oddany środkami charakterystycznymi dla literatury ustnej, a zarazem językiem nawiązującym do powieści awangardowych. Język postaci Miłości w czasach zarazy kierują uwagę raczej ku telenowelom latynoamerykańskim, tradycji bolera i vallenato (piosenki z karaibskiego wybrzeża Kolumbii), romansidłom kioskowym. Motto do Miłości z czasów zarazy pochodzi z piosenki Leandro Diaza, jednego z najpopularniejszych twórców vallenato.

Niekończący się rejs po rzece
Główny bohater jest karykaturą nieszczęśliwego kochanka z XIX-wiecznych romansideł i piękna Fermina Daza nie ma prawa zakochać się w tym brzydkim i smutnym mężczyźnie ubierającym się jak ubiegłowieczny dziadek. Ale i nie zakochuje się również w swoim mężu. Do naprawdę ludzkich, a nie sztampowych zachowań dochodzi między małżonkami wtedy, gdy Fermina wietrzy (dosłownie) zdradę mężowską. Być może poza Europą ów sztafaż romansowy, odwołujący się do wszechobecnej kultury bolera, vallenato, telenoweli i kioskowych powieści jest mniej wyczuwalny, ale na obszarze języka hiszpańskiego każdy cytat czy echo owej tradycji pojawiające się w powieści jest przez czytelników rozpoznawalne.

Oprócz szyfrów rodzinnych, które ponoć jedynie jego matka potrafiła odczytać i własnych biograficznych zapożyczeń, autor Złej godziny stworzył w Miłości w czasach zarazy niezwykły świat odniesień. Pierwsze sceny powieści odwołują się do Szarańczy, debiutu powieściowego Márqueza, ostatnia zaś scena jest kontrapunktem finału Stu lat samotności. W tej ostatniej dochodzi do apokalipsy Macondo bo plemiona skazane na sto lat samotności nie mają już drugiej szansy na ziemi. W Miłości w czasach zarazy Florentino Ariza po 53 latach, siedmiu miesiącach i jedenastu dniach na pytanie kapitana statku, jak długo mają pływać w to cholerne tam i z powrotem po rzece, odpowiada: Przez całe życie. W tych kilku ostatnich zdaniach buchalteria spotyka się z poezją. Brzydota z urodą. Kobieta z mężczyzną.


















Reklama