Od premiery "Halloween" minęło już prawie 30 lat. Carpenter nakręcił ten film w niecały miesiąc za jedyne 300 tysięcy dolarów. Nowa wersja kosztowała 15 milionów, a za reżyserię wziął się Rob Zombie - ekscentryczny metalowy muzyk znany z krwawego image’u i zamiłowania do stylistyki gore, od jakiegoś czasu próbujący sił jako reżyser makabrycznych horrorów. Zombie na szczęście pamiętał, że w tym czasie "Halloween" doczekał się aż siedmiu sequeli, a pomysł i bohaterowie mocno się zużyli w bezsensownych powtórkach z rozrywki. Z drugiej strony, też na szczęście, nie próbował formuły Carpentera tylko powielić.

Owszem, opowiedział tę samą historię, tyle że zamiast perspektywy nieświadomej zagrożenia ofiary, przyjął punkt widzenia mordercy. W efekcie nakręcił horror biograficzny, trzymający się losów Michaela Myersa, który w wieku lat 10, w dniu święta Halloween przy pomocy noża szlachtuje ojca, starszą siostrę i jej chłopaka, po czym ląduje w psychiatryku pod opieką lekarza Sama Loomisa. Matka Michaela popełnia samobójstwo, a młodsza siostra zostaje adoptowana przez rodzinę z sąsiedztwa. Po 15 latach Myers ucieka i - znów podczas Halloween - powraca do rodzinnego miasteczka, by odnaleźć siostrę.

Ta zmiana punktu widzenia ma tę podstawową wadę, że nieco obniża temperaturę zagrożenia. Szczęśliwie krwawy Rob niewiele czasu stracił na uczłowieczanie swego bohatera i usprawiedliwianie go nadwrażliwością, życiem w dysfunkcjonalnej rodzinie itp. Uczynił zeń zło wcielone z mroczną, wyrwaną z piekielnej otchłani psychiką, wiarygodnie i z mocą huraganu wsączające w oswojony świat. Poza tym nic nowego Zombie nie odkrywa. Z żelazną konsekwencją stosuje reguły slashera, po swojemu doprawiając je do smaku. Tak jak w swoich poprzednich filmach: "Domu tysiąca trupów" i "Bękartach diabła" chętnie i gęsto odwołuje się do klasyki cytowanej wprost albo wprowadzanej w postaci ulubionych ujęć na ekranie telewizora.

Trochę przy tym przesadza z ilością ofiar Myersa, przerabiając "Halloween" na kolejną wariację na temat swej ukochanej "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", mnoży rozbierane sceny, brutalne gwałty i krwawe masakry nagich dziewcząt zbyt nachalnie, by nie wyglądało to na niezdrową perwersję. Choć jego jatki niewiele mają wspólnego ze stylistyką gore, ogląda się ten nowy "Halloween" zupełnie znośnie. Jest się czego bać, opowiadanie ma swoją logikę, jest świetna muzyka wykorzystująca pamiętny oryginalny motyw plus rockowe kompozycje z epoki, jest wreszcie cała plejada aktorów - twarzowców nadających nawet wtórnym scenom ryt celowej celebracji. Oczywiście wszyscy wiemy, nawet Rob Zombie to pewnie wie, że oryginał był lepszy. Nie zmienia to jednak faktu, że i remake można zobaczyć bez zgrzytania zębami.


Halloween

USA 2007; Reżyseria: Rob Zombie; Obsada: Tyler Mane, Scout Taylor-Compton, Malcolm McDowell, Brad Dourif, Udo Kier, Sheri Moon Zombie; Dystrybucja: Kino Świat; Czas: 109 min; Premiera: 26 października









Reklama