Jodie przysłała mi scenariusz "Odważnej" i poprosiła, żebym się nad nim poważnie zastanowił, bo tylko mnie widzi w roli reżysera tego filmu. Zwykle sam szukam dla siebie odpowiednich scenariuszy, więc od razu byłem sceptycznie nastawiony, ale przekonał mnie rys charakterologiczny głównej bohaterki, przemiana, którą przechodzi. Film jest thrillerem o przemocy, o utracie kompasu moralnego, o przemianie w kogoś, kto sam się nie rozpoznaje i sam próbuje wymierzać w świecie sprawiedliwość.

Wiele osób jest zaskoczonych zakończeniem „Odważnej", a ja nie potrafię sobie wyobrazić innego finału. Nawet nie rozważałem innego rozwiązania filmu, choć studio próbowało przeforsować wizję, w której Erica umiera. Nie wiem, czy tak byłoby lepiej.
Według mnie akcja „Odważnej" jest metaforą współczesnych społeczeństw, zatracania się wartości moralnych w świecie, w którym przestajemy rozróżniać dobro od zła. Ale nie miałem zamiaru filmem wskazywać właściwej drogi. Uwielbiam historie, w których bohater w pewnym momencie sam nie wie, gdzie jest. Dlatego tak cenię filmy Bunuela czy Fassbindera.

Zaczynałem karierę jako pisarz. Potem zacząłem pisać scenariusze, a następnie stopniowo przerzucałem się na reżyserowanie, bo nie zawsze podobały mi się realizacje moich scenariuszy i byłem przekonany, że sam zrobiłbym to lepiej. Tak zaczęła się moja przygoda z filmem, która trwa do dziś. Nigdy jednak nie zarzuciłem pisarstwa, właśnie pracuję nad nową powieścią. Ale też nad nowym filmem - bajkową opowieścią o prostytutkach usytuowaną w dalekiej przyszłości.
Chciałbym kiedyś zekranizować „Szkołę uczuć" Flauberta.





Reklama