22-letnia aktorka jest stuprocentową profesjonalistką. Waży słowa, odpowiada rozsądnie, zgrabnie omija niewygodne dla niej tematy. Broni się przed jednoznaczną rozmową o filmie."Dyskusja i różne interpretacje są najfajniejszą częścią pokazywania filmu widzom, nie mogę narzucać swego zdania innym" - deklaruje

"Pokuta" to pani drugi film z reżyserem Joe Wrightem. Jak się państwu pracuje razem?

Reklama

On jest jak profesjonalna gosposia, która gromadzi wokół siebie rodzinę. Mieszkamy wszyscy razem w miejscu, gdzie kręcimy film, jemy wspólnie śniadania, obiady i kolacje. A Joe dba o to, by wszyscy na planie byli szczęśliwi. To naprawdę rzadka cecha u reżysera. Z drugiej strony jest strasznie drobiazgowy, na wszystko zwraca uwagę, zawsze organizuje dwutygodniowe próby, podczas gdy z innymi reżyserami czujesz się wyróżniona, gdy poświęcą ci godzinę przed pierwszym ujęciem. W zamian za to każdy chce dać mu sto procent swoich możliwości.

To również pani kolejna adaptacja literatury.

Dopiero gdy czytałam scenariusz, odkryłam, że mam w domu książkę Iana McEwana "Pokuta". To jedna z tych książek, które dostaje się w prezencie i odstawia na półeczkę, żeby się kurzyła. Potem, kiedy kręciliśmy i miałam jakieś pytania co do zachowania mojej bohaterki, sięgałam do książki. To bezcenna kopalnia wiedzy dla aktora. Nie wiem dlaczego część moich kolegów po fachu nie lubi adaptacji. To duże ułatwienie dla aktora mieć w odwodzie książkę, jej recenzje w prasie i głosy czytelników.

"Pokuta" to film przede wszystkim o winie i odkupieniu, o grzechu i karze. Jakie są pani poglądy na sprawy moralne, religijne.

Jeśli chodzi o to, czy wychowano mnie na protestantkę albo dobrą katoliczkę, która grzeszy i przeprasza potem Boga, albo miota się w wyrzutach sumienia, to nie. Nie pochodzę z religijnej rodziny, ale chyba do moralności nie potrzeba wiary, prawda? Moralność to dla mnie cecha innego typu niż religijność. Większość z nas ją ma - odróżniamy dobro od zła.

Więc jakie wychowanie wyniosła pani z domu?

Reklama

Nauczono mnie, że plotki to obrzydlistwo, niegodne człowieka. Teraz bardzo mi to pomaga, kiedy ścigają mnie paparazzi. Że jeśli nie mam sobie nic do zarzucenia, nie powinnam się przejmować - dlatego nigdy nie czytam gazet z recenzjami (śmiech). Że powinnam mieć jasne poglądy, że nie powinnam nikogo potępiać. Chyba nieźle mnie wychowano. Jestem bardzo blisko z moja mamą. Razem ze Sienną Miller zaangażowałyśmy się w film na podstawie tekstu mojej mamy (Sharman MacDonald, która napisała scenariusz do filmu "The Edge of Love", wyreżyserowanego przez Johna Maybury’ego - przyp. red.).

Wracając do "Pokuty", najpierw miała pani grać złą siostrę - Briony (ostatecznie zagrała ją znana z "Angel" Francois Ozona Romola Garai - przyp. red.). Dlaczego nie podjęła pani tego wyzwania?

Przeczytałam scenariusz filmu i zaczęłam płakać. Pomyślałam sobie, że wszystko, co potrafi mnie wzruszyć, jest warte zaangażowania się w ten projekt. Joe zaproponował mi rolę Briony. Umówiłam się z nim na lunch i przez godzinę każde obstawało przy swoim zdaniu. Ja nie chciałam po raz kolejny grać młodej dziewczyny stojącej u progu kobiecości. Czułam się na to odrobinę za stara. Nie będę do końca życia grać podlotków, bo wtedy straciłabym pracę koło trzydziestki, a brytyjskie i amerykańskie kino jest okrutne dla kobiet w tym wieku. Chciałam zagrać kogoś zmysłowego, w prawdziwym związku z mężczyzną, wyrazistą kobietę, nie nastolatkę! Ale teraz, kiedy oglądam "Pokutę" i widzę jak fantastycznie Romola Garai zagrała Briony, to trochę jej zazdroszczę.

Po "Dumie i uprzedzeniu" znów walczy pani na ekranie z brytyjskimi klasowymi uprzedzeniami. To naprawdę taki żywy temat w Wielkiej Brytanii?

Teraz nie do końca. Sama pochodzę z tak zwanej klasy pracującej. Chodziłam do publicznej szkoły, a nie jak dzieci bogaczy i arystokratów do prywatnej. A w historii z "Pokuty" interesowało mnie bardziej to, że wszyscy ludzie z wyższych sfer, choć są dobrzy, nie umieją przestać zachowywać się w podły sposób wobec innych.

Wygląda pani na zasadniczą, zorganizowaną osobę. Ma pani plan swojej kariery?

Plan był taki: szkoła, uniwersytet, potem studia teatralne, ewentualnie przez rok doszkalanie pod okiem jakiejś wybitnej osobistości. Następnie gładko przejdę do jakiegoś ważnego teatru. Jak widać, z moich planów nic nie zostało (śmiech). Ale panuję nad swoją karierą. Ostatnio wzięłam pół roku wolnego, żeby złapać dystans. Nie planowałam również tego, że większość moich ról zagram w filmach kostiumowych, ale nic nie mogę na to poradzić, że kocham takie scenariusze. Nie będę ich odrzucać tylko dlatego, żeby recenzenci nie przypięli mi łatki kostiumowej aktorki. Od razu zdementuję też plotki, że mam zagrać Coco Chanel i księżną Dianę. Raczej nie wrócę również na plan "Piratów z Karaibów", choć producent Jerry Bruckheimer przebąkiwał coś o kontynuacji. Jednak na pewno wkrótce znów zobaczycie mnie w XVIII-wiecznych kostiumach.