Remy nie jest typowym szczurem Paryża. Nie dość, że zabójczo sympatyczny i przystojny, to jeszcze nie jest mu obojętne, co wrzuca na ruszt. Zamiast jak własny ojciec Django żywić się czymkolwiek, np. tekturą, on woli frykasy kuchni francuskiej. Do tego stopnia, że jest dla nich gotów zaryzykować własne życie i… przenieść się z dziury na peryferiach do piwnicy jednej z najbardziej wytwornych paryskich restauracji, by tam szkolić się na szefa kuchni. A że kuchnia jest miejscem, w którym szczury cieszą się najmniejszą popularnością, Remy do osiągnięcia celu wykorzystuje kuchcika Alfreda Linguini, który wbrew nazwisku jest kulinarnym analfabetą.

W przeciwieństwie do brawurowej wręcz animacji fabuła "Ratatouille", nowa produkcji firmy Pixar mającej na koncie już takie animowane szlagiery jak "Toy Story" (1995), "Gdzie jest Nemo" (2003) czy "Auta" (2006), nie jest przesadnie wyrafinowana. Wystarczyła jednak, by w pierwszym weekendzie znokautować Bruce’a Willisa w kolejnej odsłonie przygód (tym razem już niepalącego) detektywa oraz dać do wiwatu Steve’owi Carellowi, który wbrew logice, rodzinie, sąsiadom i całemu światu w "Evanie Wszechmogącym" przedzierzga się we współczesnego Noego (szczęśliwie my zobaczymy to cudo dopiero 10 sierpnia). Wyniki finansowe "Ratatouille" nie zadowoliły właścicieli Pixara, którzy przygotowują się właśnie do fuzji z imperium Disneya, a rezultat 47,2 mln dolarów pozwolił analitykom wbrew pełnym zachwytów recenzjom krytyków filmowych snuć wizję rychłej klęski finansowej firmy.

Nikt nigdy nie ukrywał, że "Ratatouille" ma być dla Pixara Myszką Miki, a od sukcesu filmu będzie zależeć dalszy los firmy. Dlatego też po dwóch latach pracy film odebrano pomysłodawcy i pixarowskiemu animatorowi Janowi Pinkavie i przekazano specowi od najlepszej animowanej rozrywki Bradowi Birdowi (m.in. "The Iron Gigant" i "Iniemamocni"). Zaś głosów postaciom udzielili m.in. Peter O’Toole, Patton Oswalt i Ian Holm. W efekcie kolejny obraz Pixara uplasował się na szczycie amerykańskiego i kanadyjskiego box office. Trzeba jednak podkreślić, że film o przygodach sympatycznego szczurka z kulinarnymi aspiracjami miał jedno ze słabszych otwarć w historii Pixara (gorzej wypadło tylko "Dawno temu w trawie"). Wynik Remy’ego był o 1/3 słabszy niż 60,1 mln dolarów osiągnięte przez "Auta" w ubiegłym roku i plany osiągnięcia wyniku przewyższającego "autowe" 572 mln dolarów niebezpiecznie przesunął w sferę marzeń.

Optymiści pocieszają się jeszcze, że filmy animowane CGI (computer-generated image), czyli z komputerowo wykreowanymi postaciami, rządzą się innymi prawami, a większa część dochodu pochodzi nie z kin, ale z wypożyczalni. Czy przekonania te znajdą pokrycie w rzeczywistości, pokażą najbliższe tygodnie. Na Willisie bowiem kino się nie kończy. "Ratatouille" ma przed sobą nie lada wyzwanie. Musi potwierdzić dochodowość Pixara w konfrontacji nie tylko ze "Shrekiem Trzecim" i "Piratami z Karaibów: Na krańcu świata". W najbliższym czasie film Brada Birda czekają bowiem kolejne twarde pojedynki: z "Harry’m Potterem i Zakonem Feniksa" (polska premiera: 27 lipca), "Simpsonami - wersją kinową" (3 sierpnia), "Transformersami" (17 sierpnia) i ze "Strażackim psem" (31 sierpnia). Przy nich surfujący pingwin Cody Maverick z "Na fali" (10 sierpnia) to mały Miki.

Szczęśliwie w Polsce Remy będzie miał łatwiej. Na ekrany naszych kin "Ratatouille" wejdzie dopiero 23 listopada. I to - o zgrozo - jako "Ratatuj".







Reklama