Po śmierci starego króla Zasiedmiogórogrodu Harolda Shrek i jego żona Fiona szykują się do objęcia tronu. Ogrowi jednak nie podoba się myśl o rządzeniu ludem baśniowej krainy. Woli spokojne życie na bagnie, tym bardziej że wkrótce zostanie ojcem. Postanawia więc odnaleźć prawowitego następcę tronu - Artura Pendragona. Wraz z Osłem i Kotem w Butach wyrusza na wyprawę w poszukiwaniu księcia, który - na nieszczęście zarówno Shreka, jak i Zasiedmiogórogrodu - okazuje się raczej ofermowatym nastolatkiem. A tymczasem przebiegły Książę z Bajki, rozpamiętując dawne upokorzenia, szykuje kolejną próbę zdobycia siłą tronu krainy. Wraz z armią baśniowych czarnych charakterów przepuszcza ostateczny atak na Zasiedmiogórogród.

Reklama

Seria o Shreku zrewolucjonizowała świat animacji. Jej twórcy wycisnęli z dostępnych technik komputerowych maksimum możliwości. Scenarzyści udowodnili, że film dla dzieci można nasycić aluzjami i żartami czytelnymi dla dorosłych, tworząc tym samym idealny produkt dla wszystkich widzów. Wreszcie "Shrek 2" pobił wszelkie rekordy finansowe, zarabiając w kinach na całym świecie ponad 900 mln dolarów (w tej chwili na liście przebojów wszech czasów jest na siódmej pozycji jako pierwsza animacja w zestawieniu).

A skoro formuła się sprawdziła, nic nie stało na przeszkodzie, by wykorzystać ją po raz kolejny. Trzeci "Shrek" zbudowany jest więc na podobnym schemacie co poprzednie części. Fabuła została potraktowana raczej pretekstowo i służy przede wszystkim pokazaniu serii zabawnych sytuacji i galerii przewrotnie potraktowanych baśniowych ikon. Niektóre z nich to starzy znajomi z wcześniejszych odsłon "Shreka" (chociażby Pinokio czy Piernikowy Ludzik), ale w "Shreku Trzecim" pojawiają się również zupełnie nowe postaci. Tym razem realizatorzy dobrali się do mitów arturiańskich, choć nie ma tu ani Okrągłego Stołu, ani Excalibura.

Za to Artur to raczej niezdarny młodzieniec, a Lancelot to jego pyszałkowaty rywal ze szkoły rycerskiej. Pojawia się także czarnoksiężnik Merlin, jednak w "Shreku" wcale nie jest potężnym magiem, ale zwariowanym pustelnikiem i wyznawcą filozofii new age. Wysiłki realizatorów zostały nagrodzone - trzecia część filmu stała się już komercyjnym sukcesem: w ciągu pięciu tygodni od premiery zarobiła blisko pół miliarda dolarów, trzykrotnie zwracając koszty produkcji.

Reklama

Łatwo przewidzieć, że kwota ta jeszcze znacząco wzrośnie, bowiem film nakręcony został według najlepszych reguł nowoczesnej animacji. Uwagę najmłodszych widzów przykują ulubione postaci i wartka akcja, ale i rodzice, którzy wybiorą się z pociechami do kina, nie będą narzekać na nudę. Jak zwykle "Shrek" naszpikowany jest aluzjami, cytatami z klasyków kina i kulturowymi odniesieniami. Uważni widzowie wypatrzą tu więc nie tylko parodię Disneyowskiego "Miecza w kamieniu", ale także cytaty z "Absolwenta", "Truman Show" i "Deszczowej piosenki".

Swoistym majstersztykiem jest scena koszmarnego snu Shreka (który najwyraźniej obawia się ojcostwa), brawurowo łącząca sekwencje żywcem wyjęte z klasycznych horrorów: "Egzorcysty", "Dziecka Rosemary" i "Creepshow". I chyba tylko w "Shreku" piosenka z "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków" może bez zgrzytu przejść w "Immigrant Song" Led Zeppelin - a sama Śnieżka z uroczego dziewczęcia zmienić w ruszającą do bitwy Furię.

Nagromadzenie filmowych cytatów doprowadziło jednak do małego skandalu. Eric Idle dubbingujący w "Shreku" Merlin, rozważa podobno zaskarżenie twórców filmu o bezprawne wykorzystanie żartu z "Monty Pythona i świętego Graala" (użycie połówek kokosów do imitacji stukotu końskich kopyt). Eks-Python twierdzi bowiem, że realizatorzy nie konsultowali z nim wykorzystania tego pomysłu, nie przyjmuje też tłumaczenia, że żart jest hołdem dla niego i występującego w roli króla Harolda Johna Cleese’a. "Czy gdybym ukradł komuś portfel, oznaczałoby to hołd dla jego pieniędzy?" - pytał Idle w jednym z wywiadów.

Reklama

Niezależnie jednak od wszelkich kontrowersji "Shrek Trzeci" pozostaje znakomitą familijną rozrywką. Może tym razem przeznaczoną nawet bardziej dla dorosłych niż dla dzieci, które przecież ze Shrekowych rozterek dotyczących ojcostwa niewiele zrozumieją. Jak zwykle trzeba też pochwalić znakomite polskie tłumaczenie Bartosza Wierzbięty. Nie mogąc bezpośrednio przełożyć żartów związanych z aktorami podkładającymi głosy w oryginale (np. królowa Lillian dubbingowana przez Julie Andrews śpiewa w pewnym momencie piosenkę z "Dźwięków muzyki", musicalu, który przyniósł angielskiej aktorce największą sławę), stworzył on własne, nie mniej zabawne sytuacje.

Doskonale wykorzystał emploi aktorów biorących udział w polskiej wersji: Jerzego Stuhra (Osioł - i naprawdę w tej roli jest lepszy niż oryginalny Eddie Murphy), Zbigniewa Zamachowskiego (Shrek) i Wojciecha Malajkata (Kot w Butach). Choć z drugiej strony możemy żałować, że nie usłyszymy w kinie obsady oryginału, zwłaszcza Antonia Banderasa, Justina Timberlake’a czy wspomnianych już Pythonów Idle’a i Cleese’a.

Ale przy wszystkich zachwytach trudno się nie zastanawiać, na jak długo Shrekowi starczy impetu. Jeszcze podczas tegorocznego Bożego Narodzenia powinna mieć premierę kolejna - tym razem telewizyjna - część sagi "Shrek the Halls". Zaś na 2010 rok zapowiedziano następne filmy: "Shrek Ever After" oraz pełnometrażowy film z Kotem w Butach w roli głównej. Nawet potężny ogr może w końcu stracić swoją siłę przebicia.