Fincher zabrał się za historię już w kinie opowiedzianą - polowania na seryjnego mordercę, który sam siebie ochrzcił Zodiak i na przełomie lat 60. i 70. terroryzował San Francisco. Nie zrobił jednak po prostu filmu kryminalnego, ale tak przewartościował reguły gatunku, że z thrillera wyszedł antythriller z zagadką zupełnie inną niż uświęcone logiką pytanie "kto zabijał?". Zawikłaną kryminalną historię Fincher potraktował jako matrycę dla opowieści o - jak sam mówi - największej obsesji swego dzieciństwa. O tym mianowicie, że gdy codziennie wsiadał do szkolnego autobusu, bał się, że Zodiak wysadzi go w powietrze, spełniając groźbę zawartą w jednym ze swych listów.

Reklama

Z korespondencyjnej gry - kryptogramów wysyłanych przez mordercę do gazet - reżyser czyni niemal fetysz rozpadania się rzeczywistości. Szyfry Zodiaka okazują się idealnym narzędziem władzy nad sparaliżowanym strachem miastem. Ale też narzędziem manipulacji, jakiej po prasowych publikacjach ulegają prowadzący śledztwo policjanci. Spirala strachu wymyka się rychło spod kontroli i rozlewa na cały filmowy świat - mroczny, tajemniczy, groźny, jako żywo przypominający dezintegrację rzeczywistości w "Siedem", "Grze" i "Podziemnym kręgu".

W tym gęstym, depresyjnym, utkanym tajemniczymi znakami świecie nietrudno ulec obsesji. I ulega jej, biorąc na siebie dziecięce przeżycia Finchera, trzech jego głównych bohaterów. Pierwszy to nieco safandułowaty w interpretacji Jake’a Gyllenhaala autor gazetowych komiksów Robert Graysmith (to jego książka posłużyła za podstawę scenariusza). Wraz z nim, wyrwanym ze zwyczajnej codzienności przeciętniakiem, coraz głębiej zapuszczamy się w mroczne sekrety sprawy. Drugi to reporter śledczy Paul Avery (Robert Downey Jr.), do którego Zodiak lubi przesyłać osobiste korespondencje. I wreszcie trzeci - inspektor z wydziału zabójstw David Toschi (świetny Mark Rufallo). Wszyscy trzej za swą obsesyjną pogoń za mordercą płacą wysoką cenę. Sypie im się życie osobiste, popadają w obłęd albo zwątpienie, a jednak szukają prawdy nawet wówczas, gdy sprawa zostaje oficjalnie zamknięta. Zodiak, choć nie zabija, pozbawia ich normalnego życia.

Trzy niezależne śledztwa relacjonowane są z drobiazgową pieczołowitością, niemal dokumentalną dbałością o odwzorowanie klimatu Ameryki lat 70. Wątki pojawiają się i zacierają, tropy giną w szyfrogramach, a senne zdjęcia budują klimat ciągłego zagrożenia. Tyle tylko, że to wszystko trwa odrobinę za długo, a nad nastrojowość budowaną obrazami Fincher zbyt często przedkłada rozwlekłe dialogi. Efekt jednak osiąga, bo ujawnia inny od kryminalnego sens zodiakalnej obsesji. Szukając mordercy, pogrążając się w osobistej otchłani, bohaterowie w istocie starają się poskładać pokawałkowaną rzeczywistość na nowo, nadać nietrwałości pozory trwałego bezpieczeństwa.

Reklama

W poprzednich filmach Finchera chodziło z grubsza o to samo, tyle że tym razem reżyser możliwość sklejenia pękniętej rzeczywistości zdaje się traktować serio. Rezygnuje z psychopatycznego nihilizmu "Siedem", z anarchicznej wywrotowości "Podziemnego kręgu". Zostawia nas sam na sam z niezamkniętą ostatecznie zagadką, z wrażeniem niedopełnienia, ale pytanie o możliwość powrotu do niewinnej rzeczywistości zostaje postawione i nie daje spokoju.

"Zodiak"
USA 2007; Reżyseria: David Fincher; Obsada: Jake Gyllenhaal, Robert Downey Jr., Mark Buffalo, Anthony Edwards; Dystrybucja: Warner; Czas: 159 min
Premiera: 15 czerwca