Co przekonało pana, by powrócić z Jasiem Fasolą do kin po 10 latach?

Nudziłem się, szukałem jakiegoś zajęcia. Pomyślałem, że zrobienie kolejnego filmu o Jasiu Fasoli to dobry pomysł. Zawsze czułem, że w filmie „Jaś Fasola: Nadciąga totalny kataklizm” nie wyczerpałem tematu. To był dobry film, ale nie był wyzwaniem. Zrobiliśmy prostą komedię rodzinną w amerykańskim stylu przeznaczoną na amerykański rynek. Teraz chciałem zrobić film bardziej europejski. Taki, w którym Jaś Fasola mniej mówi, bo nie podobało mi się, że tak dużo mówił w pierwszym.

Dlaczego nie widujemy pana częściej na dużym ekranie?

Reklama

Trudno obsadzać mnie w filmach, bo jestem bardzo wybredny. Jest bardzo mało interesujących ról, a ja nie muszę robić czegoś, czego nie chcę. Poza tym nie mieszkam w Los Angeles. Ba, jestem dumny z tego, że nie chcę mieszkać w Los Angeles! Jeśli chodzi o Hollywood, to w ogóle nie jestem na bieżąco.

Czy to prawda, że to pana ostatni film o Jasiu Fasoli?

Prawdopodobnie tak.

Dlaczego? Nie ma pan więcej pomysłów?

Jest kilka powodów. Szczerze mówiąc, jestem na to za stary. A przynajmniej wkrótce będę. Nie lubię pracować za dużo i zbyt często, a czekać 10 lat na nakręcenie sequela... No cóż... Wtedy stanowczo będę już za stary. Kręcilibyśmy czwartą albo piątą część, gdyby Jaś Fasola był hollywoodzką produkcją, a nie jest. Wracam do niego, gdy mam ochotę, a to oznacza, że kolejne filmy pojawiają się co 10 lat (śmiech).

W "Wakacjach Jasia Fasoli" pana bohater wybiera się na południe Francji na urlop. Francuzi będą oburzeni, że żartuje pan z ich kuchni w jednej z najśmieszniejszych scen?

Reklama

Nie sądzę. On ma po prostu brytyjskie podejście do jedzenia (śmiech). Podejrzewam, że Francuzi uznają za zabawne, jak naiwny i niewyedukowany w zakresie ich wykwintnej kuchni jest barbarzyńca z Wysp Brytyjskich. Nie wyobrażam sobie, by byli oburzeni. Byłbym bardzo zaskoczony.

Jak pan stworzył Jasia Fasolę? Ja widzę w nim podobieństwo do wielkiego francuskiego komika Jacquesa Tati?

To prawda, ale Tati tylko mnie inspirował. Pierwszy raz widziałem go, gdy miałem 17 lat. Jasia Fasolę stworzyłem, gdy miałem lat 25. Zawsze darzyłem bezgranicznym uwielbieniem Petera Sellersa. Na tej liście jest też z pewnością Chaplin, choć nie wiedziałem o nim zbyt wiele. A tak w ogóle Jaś Fasola jest postacią, która wyrosła ze mnie, moich instynktów i mojej duszy, jeśli ktoś woli wersję górnolotną. Stworzyliśmy go na potrzeby teatru w 1979 roku, a potem pojawiła się telewizja.

Jaś Fasola jest międzynarodową gwiazdą. Jaki jest sekret jego popularności?

Reklama

Jest dzieckiem w ciele dorosłego mężczyzny i myślę, że tym przemawia do międzynarodowej publiczności. To bardzo ciekawe, że Japończycy, Chińczycy, ludzie w Kongo, mieszkańcy delty Missisipi, Włosi, Szkoci i kto tam jeszcze rozumieją Jasia Fasolę. I to nie tylko dlatego, że on nic nie mówi (śmiech).

Dzięki panu śmieje się cały świat. A co rozśmiesza pana?

Lubię się pośmiać z charakter comedy - chyba tak bym to opisał - bardziej niż ze stand-up comedy, gdzie facet staje przed publicznością i opowiada dowcipy. Ja lubię, gdy aktor staje się kimś innym, tworzy odrębną zabawną postać. Nie lubię na przykład Sashy Barona Cohena, ale jego Borat jest wspaniałą kreacją komiczną. Lubię, gdy ludzie stają się kimś zupełnie innym. Taki był Chaplin.

Ciekawie byłoby zobaczyć Borata i Jasia Fasolę w jednym filmie...

O tak... Tak, tak, tak... To by było bardzo ciekawe! Ale sukcesu Borata nie da się powtórzyć. Film opierał się na pomyśle, że nikt nie wiedział wtedy, kto to jest.

Co sprawia, że angielski humor jest tak popularny na całym świecie?

Nie wiem. Nie jestem pewien, czy można zdefiniować angielski humor. Monty Python bardzo się różni od Jasia Fasoli, Jaś Fasola bardzo się różni od Borata. Wiele rozmaitych rodzajów humoru wychodzi z Wielkiej Brytanii. Można powiedzieć, że w Wielkiej Brytanii jest płodny świat komedii. Wydaje się, że mamy środowisko, w którym komedię promuje się i toleruje. Może to coś w naszej psychice lub charakterze sprawia, że chcemy być zabawni...

Na koniec niech da nam pan trochę nadziei i powie, że zrobi więcej Czarnej Żmii...

Ha, ha, ha... chciałoby się! Niestety, muszę wszystkich rozczarować. Obawiam się, że nie będzie więcej Czarnej Żmii...